piątek, 30 września 2011

Cham Jerzy kontratakuje

Już prawie zapomniałam o jego istnieniu. Niemal przez cały tydzień właściwie się nie ujawniał. Babcia w kółko powtarzała:
- Ale jesteś grzeczny. Mama nie ma co na ciebie narzekać.
I nie przestawała, mimo mojego:
- Przecież ja wcale nie narzekam...
Już udało mu się uśpić moją czujność. Aż tu wreszcie wyszło szydło z worka.
Piątkowy wieczór. Rodzina z ślicznym chłopczykiem udała się do lokalu gastronomicznego zjeść kolację. Towarzyszy im babcia. To mogła być sielanka.

Przede wszystkim denerwowało go siedzenie w wózku, w związku z czym na zmianę nosiliśmy go i jedliśmy. Gdy nosił go Marek, zainteresował się wieszakiem na płaszcze. Wysokim, ciężkim, solidnym. Jednak w rękach (drobnych, bezbronnych) Jerzego chwiał się i obracał w kółko, jakby był z plastiku. Gdy nosiłam go ja, zaczepiał wzrokiem kelnerki. Po zwróceniu na siebie ich życzliwej uwagi bynajmniej nie uśmiechał się, lecz robił groźne miny. Jedna z sympatycznych pań opowiedziała, że do niedawna nosiła aparat ortodontyczny z kolorowymi gumkami. Dzieciom albo się podobał, albo się go bały. Ha, pomyślałam, ciekawe, jak by zareagował cham Jerzy. Może lepiej dla tej pani, że już go zdjęła.
Posadzony przy stole ściągał wszystko, co było w zasięgu jego małych chwytnych rąk. Wkładał mi palce do talerza. Rozciągał twarz taty jakby była z gumy. Ciskał przedmiotami w różnych kierunkach, w tym na podłogę. Raz udało mu się kopnąć w talerz.
Chyba nie jest dziwne, że kolacja nie trwała długo.
W drodze powrotnej towarzyszył nam mrożący krew w żyłach wrzask. Czy dziecko było głodne? Chore? Śpiące? Czy miało mokro w pieluszce? A może było mu za ciepło? Albo nudno (mimo że obok siedzi babcia i gdyby to było możliwe, stanęłaby na głowie, by dziecko czymś zająć)? Otóż jak się okazało, główną przyczyną wrzasku było to, że akurat tego wieczoru Jerzy nie miał ochoty siedzieć w foteliku samochodowym. Bo gdy już daliśmy za wygraną i zatrzymaliśmy się, żeby na spokojnie ocenić sytuację, ledwo odpięliśmy pasy - natychmiast stanął w foteliku i oparty na jego uchwycie, zaczął radośnie gruchać. Wrzask powrócił, gdy Jerzy został ponownie usadzony. Ukoił go dopiero kabel do ładowania GPSa. Kabel zawsze jest przedmiotem pożądania, a ten w dodatku miał fajną końcówkę do podgryzania. Kabel towarzyszył nam, gdy wchodziliśmy na nasze 3. piętro, gdy przebieraliśmy Jerzyka do spania i gdy go usypialiśmy. Wtedy niepostrzeżenie udało się wyjąć go z łapki.
Ujawnienie się chama Jerzego było największym szokiem dla babci.
- Ależ wrzeszczał - rozpamiętywała. - A tak się go nachwaliłam...
:)

2 komentarze:

  1. Hej Madzia, podczytuję cię tu troszkę! A w ostatni weekend byłam na ślubie Lucile! Masz pozdrowienia od międzynarodowej bandy :)

    Stefa

    OdpowiedzUsuń
  2. no MUSIAŁ się ujawnić, żeby nie było! charakterny mały człowiek hehe :]

    OdpowiedzUsuń