sobota, 3 września 2011

Mruczanki przy kolacji

Jerzyka bolą ząbki i karmienie go staje się wyzwaniem. Chwilami już nie wiem, czy mam pozwolić mu nie jeść, czy mimo marudzenia karmić. Boję się, że zakoduje sobie, że jedzenie to walka, trauma, pot, krew i łzy ;) Oczywiście chodzi tu o jedzenie z łyżeczki, bo cyc jest zawsze najbardziej pożądaną i akceptowaną formą posiłku.
W tym trudnym czasie pomaga obecność kogoś, kto odstawia wariata, byle Jerzyk chwilę na niego popatrzył i mimochodem coś zjadł. A ponieważ Jerzyk lubi piosenki, to czasem mogłyby pomóc mruczanki. Okazało się, że imię Jerzy jest idealne do różnego typu mruczanek, ponieważ mnóstwo słów się z nim rymuje. I nie mówię tu o banalnym Jurek - ogórek. Mam na myśli niebanalne rymy częstochowskie ;) Taka mruczanka powstała kiedyś, gdy ja karmiłam Jerza, a Marek odgruzowywał kuchnię (autorstwo wspólne):

Wśród talerzy leży Jerzy,
zjada kaszkę jak należy.
Nie ma zębów, lecz się szczerzy*
- taki to wesoły Jerzy.
Wnet w wanience się odświeży,
sikiem ścianę nam odmierzy**, 
później w łóżeczku poleży
i uśnie malutki Jerzy.


*wersja na dziś brzmiałaby: ma dwa zęby, więc się szczerzy
**no cóż, taki mega sik kilka razy się zdarzył


Wczoraj wieczorem karmiłam Jerza sama i trochę się śpieszyliśmy, o czym on nie wiedział i czym się nie przejmował. A szybka mruczanka na melodię A-a-a Kotki dwa brzmiała:


A-a-a
Jerzyku
zjedz troszeczkę kleiku.


Niestety niewiele pomogła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz