tag:blogger.com,1999:blog-37137272719691578702024-03-13T00:13:41.239+01:00więcej słońca<br><br>
historie z życia rodzinki, refleksje ogólne oraz opisy szalonych przygód, jeśli się takie zdarząEsterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.comBlogger194125tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-50037214810869641802016-03-03T10:54:00.000+01:002016-03-03T10:54:34.310+01:00Przy pracyTo będą dwa słowa o tym, jak się edukujemy w domu, i o chwaleniu. A zaczęło się od mieczy.<br />
Jerz od kilku dni ma fazę na wycinanie mieczy z tektury. Mamy jej sporo w domu, więc ma co ciąć. Jestem pełna podziwu, ile wysiłku w to wkłada. Jak te jego małe rączyny dają radę. Sam chyba też się podziwia.<br />
- Jak sobie postanowię zrobić miecz, to nie odpuszczę! Nie odpuszczę! Nie odpuszczę!<br />
Zauważył też prawidłowość:<br />
- Im więcej wysiłku włożę w zrobienie miecza, tym on będzie mocniejszy.<br />
Coś w tym jest, nawet jeśli chodzi o miecze z tektury ;)<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Tak bardzo mnie cieszy, że Jerz dostrzega wartość pracy, wkładanego wysiłku, że widzi jego efekty. W zasadzie ten efekt jest dla niego największą pochwałą, nasze pochwały nie są już potrzebne. Wystarczy zobaczyć to, co on zrobił.<br />
No ale jeśli już chwalimy, to właśnie za ten proces, za pracę, którą podjął. Zgodnie z wytycznymi prof. Dweck, która zbadała efekty chwalenia i udowodniła, że pochwały typu "jesteś inteligentny", "jesteś piękny", jesteś genialny" hamują potencjał. Człowiek zaczyna skupiać się na tym, jaki jest, i bać się, żeby przypadkiem nie wyszło na jaw, że "przecież nie jest z niego wcale taki cud". To, co sprzyja rozwojowi, to docenienie procesu, bez etykietowania człowieka. Nie ma wtedy lęku przed błędem i porażką, bo nie muszę myśleć o sobie źle, gdy mi się nie udało. Nie stracę etykiety "inteligentny". Mogę po prostu spróbować drugi raz. A to ma kolosalne znaczenie dla procesu uczenia się, podejmowania wyzwań, szukania kreatywnych rozwiązań.<br />
Dlatego jeśli doceniamy, to staramy się skupić na pracy i wysiłku włożonym w osiągnięcie efektu. Choć jak pisałam, nie chodzi nawet o docenianie. Tylko o dostrzeżenie. Tylko, a aż.<br />
<br />
A tak wygląda nasze domowa edukacja. Jerz wstaje rano i zaczyna robić miecze. Albo prosi Marka o album z flagami i robi flagi (zaczęło się od pirackiej bandery). Albo z pudła po pizzy robi łódkę. Albo na bohaterce naszego domu, tekturze, robi przystań z plasteliny, zaznacza linię brzegową, cumuje plastelinowy okręt. Ostatnio słuchaliśmy <i>Robinsona Kruzoe</i> i <i>Wyspy skarbów</i>, stąd zainteresowania marynistyczne. Chciałabym go trochę poedukować, naprawdę. Ale na razie nie ma kiedy :D<br />
<br />
<br />Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-49804146941081539142016-02-05T17:00:00.003+01:002016-02-05T17:00:43.823+01:00OszukiwaczZastanawiam się, co dalej z "więcej słońca". Z jednej strony klaruje mi się coś nowego, z drugiej - lubię to miejsce i wpisy nasze codzienne. O rzeczach, których gdyby nie ten blog nigdy bym nie pamiętała, a tak fajnie o nich poczytać po... latach już.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
A że długo mnie tu nie było, a parę rzeczy się zdarzyło, to pojawiają się wpisy sprzed roku... :)<br />
Wiem, że to nie jest "dobra praktyka" w prowadzeniu bloga ;) Ale od czasu do czasu mi się zdarzało zamieszczać posty wstecz, nawet gdy pisałam regularnie. Moja mała tajemnica zdemaskowana ;)<br />
Ponieważ jestem w trybie reminiscencji, o teraz napiszę tylko, że mamy się dobrze. I pozdrawiam wszystkich, którzy tu zajrzą :)Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-17961728561958790942015-07-02T15:01:00.000+02:002016-02-06T15:02:32.397+01:00ŻywiołyA więc jesteśmy tu! Po małych perypetiach budzimy w sypialni na piętrze, do której zaglądają brzozy. Oswajamy nowe miejsce. Stajemy się mistrzami w omijaniu pudełek i lokalizowaniu w nich tego, co potrzebne. I kocykujemy sobie na własnej trawie, z własnymi szyszkami uwierającymi w tyłek i mrówkami włażącymi do talerzy. I codziennie ze świeżo upolowaną myszką tuż przy drzwiach, bo nasza Rysia okazała się bardzo łowna.<br />
<a name='more'></a><br />
Przywitały nas tu burze i wichury.<br />
Lubię czas przed burzą, gdy wiatr już pędzi na nas czarną, ciężką chmurę. Chmura nadpływa, robi się coraz ciemniej i wietrzniej. Lubię do ostatniej chwili być na dworze i czekać na burzę. A jak przyszła do nas, zaczęła tak szarpać gałęzie modrzewi, że baliśmy się, że pozrywa druty elektryczne. Iskry się sypały, że hej! I nie mieliśmy prądu. Siedzieliśmy przy świeczce i czekaliśmy, aż się wyszaleje. Kilka innych porządnych burz zrywało się nad ranem albo w nocy. Przed dwa pierwsze dni tutaj Marek przed wyjazdem do pracy musiał odgarniać z drogi koło domu połamane gałęzie. A po tej wieczornej burzy z iskrami podcinał modrzewie.<br />
Poczułam się bliżej rzeczywistości. Bo przecież burza naprawdę jest groźna (edit: w sierpniu na polach niedaleko nas w czasie burzy zginął mężczyzna...). I jej skutki są odczuwalne. Gdy mieszkałam w bloku, to doświadczenie było odcięte. To, co szalało za oknem, nie dotyczyło mnie tak naprawdę. Tak to przynajmniej odbierałam. Tu jest inaczej.<br />
Żywioły zadbały o to, by pokazać nam, gdzie się znaleźliśmy. Byśmy poczuli różnicę. I trochę to przerażające, ale.... prawdziwe.Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-53459004453752952482015-05-28T21:30:00.000+02:002016-02-01T21:31:56.615+01:00Biały domDom stał w oddali, jakby wycofany. Gdy jechaliśmy pierwszy raz drogą, nie zwróciliśmy na niego uwagi. Biały. Z popielatą podmurówką i dachem w tym samym kolorze. Z facjatką. Wyłaniający się z zieleni traw i liści, prześwitujący spomiędzy gałęzi brzóz.<br />
<a name='more'></a><br />
Zbliżyliśmy się drogą przez łąkę i betonowy mostek nad wąziutką rzeczką. Rzeczka jak strużka, a pochylają się nad nią olchy takie wysokie. Tuż przy mostku mieszkanie czarownicy - pękata wierzba. Doszliśmy aż do zielonej bramy, której nie mogliśmy otworzyć. Więc okrążyliśmy ogrodzenie i wspięliśmy się pod górę przez pole truskawek. Chcieliśmy wiedzieć, co skrywa ten dom. Zobaczyliśmy oszkloną werandę, klomb z różami, kilka budynków gospodarczych.<br />
Wyglądał, jakby na nas czekał.<br />
<br />
W zeszłe wakacje Marek zaczął nowennę pompejańską w intencji miejsca dla nas. W naszym dwupokojowym mieszkaniu osiągnęliśmy stan permanentnego chaosu. Albo mogłabym wyrzucać rzeczy (tego nie lubię), albo czas było się stąd ruszyć. Zresztą - moje założenie było takie, że po 5 latach się stąd wyprowadzimy. A w tym roku minęło 6 lat, jak się zasiedzieliśmy. Zanim Marek zaczął nowennę chyba z miesiąc myśleliśmy o tym, jakie ma być to nasze nowe miejsce. Powstała wielopunktowa lista. Biały dom na oko spełnia sporo punktów.<br />
Dowiedzieliśmy się o nim przez przyjaciół. Bo oni mieszkają w tej miejscowości. Pojechaliśmy do sołtysa (a raczej męża pani sołtys, jest na to forma?), on nam dom pokazał i skontaktował z właścicielem. Na razie właściciel nie wie, czy będzie chciał wynająć.<br />
Nie chcę się cieszyć, żeby nie zapeszyć ;) Ale jakoś tak to wszystko opatrznościowo wygląda. Więc może on naprawdę na nas czeka :)Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-69647624842723585942014-09-24T17:13:00.000+02:002016-01-15T17:15:55.643+01:00KomboTo stało się 17 września. Z powodów historycznych nie lubię tej daty. Teraz mam jeszcze powód osobisty.<div>
Gdy jesteście w ciąży, nigdy nie wychodźcie z domu, mówiąc sobie: to tylko na chwilę, więc nie muszę brać nic do jedzenia ;) I mogę mieć rozładowany telefon. Przecież jadę tylko do przedszkola.<a name='more'></a></div>
<div>
Gdy schodzicie po schodach, zwłaszcza gdy jesteście w ciąży, ale nie tylko, patrzcie pod nogi. Oboma oczami. A nie jednym okiem na telefon, a drugim na parking. Bo przez przypadek możecie nie zauważyć, że przed Wami jeszcze jeden schodek. Tak jak zrobiłam to ja.</div>
<div>
Gdy jesteście w ciąży, Wasz ciężar jest większy. I jak robicie wszystko, żeby Wasze już spore brzuszysko oraz przede wszystkim jego urocza lokatorka nie ucierpieli, może to skończyć się źle dla innej części ciała.</div>
<div>
Skręciłam nogę. </div>
<div>
Dokuśtykałam z 2. piętra do auta, stwierdziłam, że dam radę przejechać 2 ulice do Ka. Resztkami baterii udało mi się do niej dodzwonić. I jak się cieszyłam, że jest akurat w tym miejscu świata! </div>
<div>
Odebrałyśmy Jerza i rozpoczęłyśmy <i>tour de</i> izby przyjęć.</div>
<div>
Na pierwszej kolejka złożona z kilkudziesięciu osób od kilku godzin praktycznie stała w miejscu, bo była jakaś awaria systemu. Recepcję właśnie zamykano. Informacja, że jestem w ciąży i chyba skręciłam nogę, nikogo jakoś nie ruszyła. Poradzili mi inny szpital. </div>
<div>
Do drugiego szpitala zadzwoniłam, żeby nie jechać bez sensu. Powiedziano mi, że ortopeda jest zajęty i nie wiadomo, kiedy będzie wolny, bo właśnie przyjechała karetka po wypadku. </div>
<div>
Jako że jestem abonentką prywatnej sieci poradni, udało mi się jednak dostać do ortopedy. Noga wygląda na skręconą, stwierdził, ale muszę zrobić zdjęcia. Rtg albo chociaż usg. On w tej przychodni nie ma aparatu. Mogę jechać do innej.</div>
<div>
Albo do trzeciego szpitala, zdecydowaliśmy w końcu, bo w międzyczasie dołączył do nas Marek. Tam również izba przyjęć była właśnie zamykana z powodu awarii wody. Jako że jestem w ciąży pielęgniarki jednak się wzruszyły. Porozmawiały ze mną chwilę na korytarzu mówiąc, żebym nie robiła rtg!!! Oraz zawołały lekarza, który - również na korytarzu - powiedział mi to samo.</div>
<div>
Było już ciemno, gdy wracaliśmy do domu. Jerz usnął w samochodzie. Obłożyłam nogę lodem i trwałam w szoku, jakim wyzwaniem dla naszej służby zdrowia jest skręcona noga...</div>
<div>
<br /></div>
<div>
***</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Już po wizytach, usg itede. Leżę, okładam nogę lodem, sprawiłam sobie kule do kuśtykania głównie po domu. Czeka mnie rehabilitacja (jeśli mnie przyjmą, bo przecież jestem w ciąży. Gdzie brzuch, a gdzie noga do masowania, pytam? Ale problem jest). Fajna przygoda, no nie?</div>
<div>
Żeby było śmieszniej, 15 września oficjalnie zaczęłam pracę. Pracowałam z domu, ze dwa razy się spotkałyśmy jeszcze przed oficjalną datą. No więc dalej pracuję z domu. I teraz M będzie przyjeżdżać do mnie.</div>
<div>
Żeby było śmieszniej, Jerzyk się przeziębił. No i Marek musiał wziąć L4, bo ja nie nadaję się do opieki nad dzieckiem.</div>
<div>
Tak więc siedzimy sobie wszyscy w domu i ledwo żyjemy :)</div>
Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-16843526772025049222014-09-04T16:35:00.000+02:002016-03-21T16:34:56.159+01:00ManiankaJesteśmy po połówkowym usg. Wszystko ok :) A ja wyczekuję - będzie siusiak czy nie? Wreszcie lekarz orzeka:<br />
- Nie widać.<br />
Córeczka :) :) :)<br />
<br />
<a name='more'></a>Wygląda to na małą obsesję płcią dziecka. Już wyjaśniam, jak to u mnie jest.<br />
W pierwszej ciąży myśl o tym, że miałabym być mamą dziewczynki po prostu mnie przerażała. Pewnie była to suma stereotypowych wyobrażeń na temat tego, "jakie są dziewczynki". No i stosunek do własnej kobiecości, najwidoczniej nie do końca uporządkowany. Najbardziej paraliżującą wizją było czesanie dziewczynki (warkoczyki i takie tam). Poza tym czułam, że to będzie chłopiec. Więc gdy się okazało, że to chłopiec, bardzo się cieszyłam! Bo po pierwsze: moje przeczucie się potwierdziło, po drugie: na bycie mamą chłopca czułam się gotowa, na bycie mamą dziewczynki nie. Jakkolwiek stereotypowo czy niepoprawnie politycznie by to brzmiało. I kiedy z radością informowałam otoczenie o płci naszego dziecka, dostrzegłam kilka podejrzliwych spojrzeń. Tak jakby radość z tego, że pierwsze dziecko to chłopiec, wpisywała mnie w jakiś patriarchalny schemat. No heloł!<br />
Teraz poczułam się gotowa na dziewczynkę, i poczułam, że to dziewczynka! I chociaż myśl o chłopcu cieszyłaby mnie też bardzo, to byłam ciekawa, czy i tym razem moje przeczucie się potwierdzi.<br />
Bardzo się cieszę, że to dziewczynka właśnie z tych powodów. A nie dlatego, że "o jak fajnie, będę miała parkę", czy, jak powiedział lekarz: "no to wszystkie dzieci w domu".<br />
<br />
***<br />
<br />
Chodzi za mną Marianna.<br />
Przeczytałam tekst o Małej Arabce <a href="http://gosc.pl/doc/2033741.Taka-mala" target="_blank">Mariam</a>. Może Mariam będzie dobrą patronką dla Marianny?<br />
<br />
Marianna.<br />
Marysia.<br />
Mania.<br />
Mańka.<br />
Marianka. Marjanka.<br />
Maniusia.<br />
Manieczka.<br />
Manianka.<br />
Marion.<br />
<br />
Lubię imiona, które dają dużo możliwości.<br />
<br />
<br />Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-24429388045079228752014-08-20T00:45:00.003+02:002014-08-20T00:45:57.032+02:00Podbijamy ofertęPo żyrafich warsztatach w Zawoi improwizujemy i bawimy się w podbijanie oferty.<br />
Oferta Jerza brzmi tak:<br />
- Wracajmy do domu okrężną drogą.<br />
Nie ma szans, bo jest już za późno, wszyscy jesteśmy zmęczeni i głodni, a niektórzy zmarznięci.<br />
<a name='more'></a>
Chwilę bezskutecznego gderania pominę.<br />
Wreszcie - Marek:<br />
- Chciałbyś wracać okrężną drogą i jesteś zadowolony, że miałeś taki fajny pomysł na trasę? A którędy chciałeś pójść?<br />
Do góry i przez łąkę.<br />
Podbijacz 1: O, tak blisko? To idźmy przynajmniej do zakrętu.<br />
[- Chyba żartujesz?!<br />
- Podbijam.]<br />
Podbijacz 2 [bo zajarzył]: I przez fort.<br />
Jerz pozytywnie zaskoczony.<br />
Podbijacz 2: To idźmy jeszcze do smoka.<br />
Jerz: Idźmy najbardziej okrężną drogą na świecie!<br />
Podbijacz 2: To jedźmy jeszcze do babci do Ostrowca, i do Rudy-Huty.<br />
Jerz się chichra.<br />
Podbijacz 2: I do dziadka Jarka, to będzie najdalej.<br />
Podbijacz 1: To jak już tam będziemy, to jedźmy jeszcze nad morze.<br />
Podbijacz 2: A stamtąd to już blisko do Afryki. Jedźmy do Egiptu! Zobaczymy piramidy!<br />
Jerz: A co to są piramidy?<br />
I poszliśmy do domu. Po drodze znaleźliśmy dwie okrężne drogi, które były do zaakceptowania. Fajnie było :D<br />
<br />Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-51764224487571846382014-08-18T01:17:00.003+02:002014-08-18T01:28:36.343+02:00Człowiek mały, a "kocham" takie wielkieBył taki czas, że dużo trudnych słów słyszałam od Jerza. Więc gdy teraz mówi, że kocha, wiem, że mówi to, bo kocha. Nie dlatego, że tak bardzo chcę to usłyszeć. Nie dlatego, że to zaspokaja jakąś moją potrzebę, daje wiarę w rodzicielskie kompetencje. Po prostu dlatego, że kocha.<br />
<a name='more'></a><br />
- Kocham cię.<br />
- A ja kocham cię i lubię.<br />
- Też cię kocham i lubię. Kocham cię bardzo.<br />
- A ja kocham cię bardziej.<br />
- Kocham cię najbardziej na świecie.<br />
<div>
- A ja kocham cię jak na świecie i w niebie. </div>
<div>
- Też cię kocham jak na świecie i w niebie. Kocham cię bardzo, bardzo!</div>
- A ja kocham cię jak Pan Bóg.<br />
<div>
<br /></div>
Jak go przelicytować?<br />
<br />
Amen :)Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-84391028449298315852014-08-17T18:51:00.000+02:002016-01-13T18:53:09.733+01:00Lisek wtulony w siebieTo już nasz trzeci żyrafi wyjazd, a drugi z Moniką Szczepanik. Zeszłoroczny bardzo dużo wniósł i merytorycznie, i energetycznie - miałam duże poczucie wspólnoty. W tym roku przyjechałam z dużymi oczekiwaniami, a jest inaczej. Też dobrze.<br />
<a name='more'></a><br />
Warsztaty prowadzą Monika i Agnieszka Stein. Uwielbiam ten duet :) W tym roku mniej jest o dzieciach, więcej o dorosłych i dużo o potrzebach. Tak, bo aby być dla dziecka, trzeba najpierw być dla siebie. Jakie to proste, a jakie czasem trudne. W tym roku mniej wspólnej pracy na forum, więcej w grupach. To daje poczucie kompetencji.<br />
Z potrzeb, jakie są dla mnie ważne, najczęściej wybieram te związane z troską o siebie. Taki to teraz u mnie czas. Potrzebuję duuuużo empatii i uwagi sama dla siebie. Taki czas. Czas, by się o siebie zatroszczyć.<br />
Fizycznie jest ok, ale moje ciało mi mówi, żebym była uważna. Wieczorem we wtorek mam małe plamienie. Jakoś nie wytrąca mnie to z równowagi. Wieczór spędzam, leżąc plackiem. Dzwonię do lekarza. W domu miałam jakieś leki, które się bierze na podtrzymanie ciąży, tak na wszelki wypadek mi zapisał ("Bo jak się ma, to zazwyczaj nie są potrzebne"). Do Zawoi nie wzięłam. Pytam, czy Marek ma je przywieźć. W końcu to tylko 70 km od Krakowa.<br />
- Który to tydzień? A... to teraz to już tylko psycha... No, tylko dla psychiki znaczenie mają... Nie ma po co jechać. Niech pani leży, zobaczy, co się będzie działo, w razie czego dzwonić. I dać znać, jak będzie jutro.<br />
Uwielbiam tego człowieka.<br />
Odtąd na warsztaty schodzę uzbrojona w poduszki i rozkładam sobie leże na podłodze. W czasie wolnym leżę. Czuję spokój. Przecież to wymodlone dziecko, co nie?<br />
No i nic się już nie dzieje.<br />
Ale wiem, że to takie ważne teraz (i zawsze): troszczyć się o siebie, wsłuchiwać się w siebie.<br />
Wtulam się w siebie jak lisek i nakrywam kitką :DEsterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-88427017633768043402014-07-24T18:14:00.000+02:002016-01-13T18:15:34.253+01:00Wakacyjnie i pracowoMinęła pierwsza część naszych wspólnych wakacji i podjęłam decyzję, co z pracą.<br />
<a name='more'></a>Najpierw o wakacjach. Spędziliśmy 2 tygodnie na rekolekcjach Domowego Kościoła w Sudetach. Przy moim ciążowym zmęczeniu nie było mi łatwo. Większość popołudni, kiedy mieliśmy czas wolny, przespałam. Czuję więc duży niedosyt i fajnego czasu razem, i zwiedzania okolicy. A byliśmy w pięknym miejscu. I na spacery można by chodzić, i na wycieczki niedalekie jeździć, gdybym tylko dała radę. No, ale parę rzeczy się udało. Weszliśmy na Śnieżkę (Jerz w nosidle - rekonwalescent po grypie żołądkowej, którą zaliczył na wyjeździe!) i Sokolicę (Jerz własnonożnie). Paradoksalnie na modlitwę, taką najzwyklejszą osobistą, jak dla mnie czasu było za mało. Za to trochę nadrobiłam deficyt rozmów z Markiem. Ogólnie mam wrażenie przesytu: przekazywanych różnorodnych treści, wydarzeń, rytuałów. Za mało wyciszenia, uspokojenia, fizycznego odpoczynku, czasu na relacje. Podsumowując, pewnie kiedyś powtórzymy ten stopień rekolekcji, bo nie czuję, by wiele do mnie dotarło.<br />
A może zbyt wiele sobie obiecywałam? Tematem przewodnim była Księga Wyjścia, dla mnie bardzo ważna, dotykająca osobiście. Duży bagaż spraw ze sobą zabrałam i chyba spodziewałam się jakiejś akcji typu <i>Deus ex machina</i> ;) Pozostaje wierzyć, że gdzieś tam głęboko, głębiej niż zmęczenie, rozproszenia, stany emocjonalne i wielkie oczekiwania, Bóg po cichu działał i porządkował. Oby. Bo gołym okiem większych zmian nie widać ;)<br />
<br />
Wyklarowało się też, co i jak z pracą. Wiedząc o mojej ciąży i o ryzyku, że będę musiała leżeć - tak było w ciąży z Jerzem - wydawca czasopisma (szef wszystkich szefów) jest gotowy mnie zatrudnić, na umowę o pracę na pół etatu. Będę mogła pracować z domu, zresztą co do tego będziemy się z M dogadywać. Opracowałyśmy już ramowy plan, co byśmy chciały w nowej odsłonie naszego czasopisma zrobić, żeby przedstawić to szefowi wszystkich szefów ;) Bardzo, bardzo mi się podoba taka myślówka :D Na dobre zaczynamy od połowy września. Ale jazda :D<br />
<br />Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-75526314627426146862014-06-12T16:34:00.000+02:002014-08-20T00:23:36.658+02:00Ucieczka do wolności- Jestem smokiem, który połknął twojego synka.<br />
- Smoku, oddaj mojego kochanego synka. Będę cię łaskotać, aż go wypuścisz.<br />
- Nie wypuszczę go, jest już w brzuchu.<br />
- Smoku, zaraz cię załaskoczę i wydobędę go z twojego brzucha.<br />
- Nie wydobędziesz go, już go tam nie ma.<br />
<a name='more'></a>- Jak to? Co się stało z moim synkiem?!<br />
- Jest już w siusiaku.<br />
- O nie!<br />
- Zaraz go wysikam!<br />
- To dalej, wyłowię go i uratuję!<br />
- Już! Już jest w rurze kanalizacyjunej!<br />
- O nie! Będę go ścigać, dopóki go nie uratuję!<br />
- Już płynie w rzece!<br />
- Płynę za nim, już go widzę, o zaraz go wyciągnę!<br />
- Już jest w oceanie!<br />
- Płynę za nim, zaraz mu pomogę.<br />
- Nie, bo zamienił się w bestię!<br />
- O nie! To odczaruję bestię i znów zamieni się w mojego synka.<br />
- Nie, bo on po to zamienił się w bestię, żeby móc chodzić tam, gdzie chce!<br />
<br />
<br />
Wieczorny dialog po spacerze, z którego nie zgodziliśmy się wracać okrężną drogą.Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-53826247969283635372014-05-24T17:45:00.000+02:002016-01-13T17:47:26.433+01:00PropozycjaSą takie chwile, kiedy to po prostu wiem: mam więcej szczęścia niż rozumu. Dostałam propozycję pracy. Kreatywnej. Prawie wymarzonej. Takiej, którą trudno byłoby mi zdobyć, gdybym jej szukała. Przyszła do mnie akurat teraz. Niezła zagwozdka.<br />
<br />
<a name='more'></a>Bez zbędnych szczegółów: zastępca redaktora naczelnego w czasopiśmie dla młodzieży. Kuszące.<br />
Koleżanka, która mi to proponuje, została poproszona o objęcie stanowiska redaktor naczelnej i wprowadzenie dużych zmian - które właściwie trzeba też wymyślić. Nie wyobraża sobie robić tego bez wsparcia. Chce mnie, właśnie mnie.<br />
Czuję wielką wdzięczność, że pomyślała o mnie. Czuję się wyróżniona, zachwycona. Jest tylko jedno ale...<br />
W ten sposób M stała się jedną z pierwszych osób, która się dowiedziała, że jestem w ciąży. Jak widzą współpracę ze mną w tej sytuacji? Jak widzę to ja?<br />
Piękna zagwozdka, co nie?<br />
<br />Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-4159904544080901782014-05-12T17:05:00.000+02:002016-01-13T17:49:58.331+01:00Spodzianka czy nie?Nad cudownym polskim morzem czułam się tak źle, że tylko dwie myśli chodziły mi po głowie: albo mam raka, albo jestem w ciąży. Postanowiłam sprawdzić wersję optymistyczną. Tak oto wyjaśniła się tajemnica nadmorskich mdłości :D<br />
<a name='more'></a><br />
<div>
Będziemy mieli dzidziusia! Nowego człowieka, nowe dziecko!<br />
Wyczekanego i wymodlonego!<br />
To Maleństwo już ma swoją historię. Kto cierpliwy, niech czyta.<br />
Kiedyś myślałam, że fajnie, jak między dziećmi jest mała różnica wieku. Pewnie dlatego, że między mną i siostrą jest 5 lat różnicy i to jednak były dwa światy. Urodził się Jerz i długo nie czułam się gotowa na kolejne dziecko. Ale jak zbliżaliśmy się do drugich urodzin, zaczęłam czuć, że już bym chciała. A tu nic się nie działo. Moja lekarka mówiła mi, że to może być spowodowane karmieniem piersią. Gdy Jerz miał ponad dwa lata, zdecydowałam się więc zakończyć naszą historię z kp. I dalej nic. Mijały miesiące, a ja zaczynałam się lekko frustrować. Myślałam czasem, że można tak już ma być, że będziemy mieć tego naszego Jerza jedynego. Że będziemy mieszkać w małym mieszkaniu, bo jaka motywacja, żeby szukać czegoś większego. I trochę mi było smutno, a trochę zaczynałam się z tym godzić.<br />
W międzyczasie usłyszałam od koleżanki o <a href="http://pompejanska.rosemaria.pl/category/nowenna-pompejanska/" target="_blank">nowennie pompejańskiej</a>. Na początku bardzo mi się nie spodobała. Oceniłam, że to magiczne podejście: ja odklepuję swoje, w zamian coś dostaję, czyli na zasadzie automatu ze słodyczami i "wrzuć monetę". Później poczytałam trochę świadectw ludzi, którzy się modlili. Chodziłam z tą myślą kilka miesięcy, wreszcie 18 grudnia 2013 zaczęłam nowennę w intencji nowego dziecka w naszej rodzinie. Ta modlitwa bardzo dużo mi dała. Przede wszystkim odmawiając ją, odpowiedziałam sobie na pytanie, czy naprawdę chcę tego dziecka. Czułam też, że to nie magia, tylko zaufanie - zaufanie, że zostanę wysłuchana. A jednocześnie otwartość na to, co się wydarzy. I jeszcze przeżyłam kilka chwil, kiedy chyba zrozumiałam, o co chodzi w różańcu.<br />
Po zakończonej nowennie czekałam, co się wydarzy. I jest :)<br />
Mimo że nasze "starania o dziecko" pod względem częstotliwości zbliżały się do standardów japońskich (podobno rzadko ;)). I Marek z niedowierzaniem szedł do apteki po test. A tu proszę, jest, nasz mały-wielki cud. Jest radość!!!<br />
<br />
PS Czuję, że to córeczka!<br />
<br />
<br /></div>
Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-92180450309822546762014-05-11T16:29:00.000+02:002016-01-12T16:31:38.152+01:00Majowe morzeMajowe morze ma najczęściej kolor szarogranatowy. Na plaży niemiłosiernie wieje, ale można w deszczu iść boso po plaży.<br />
<a name='more'></a><br />
Wybraliśmy się nad Bałtyk, by pooddychać nadmorskim powietrzem. W długi weekend był z nami Marek z Miśką i Paszczakiem, do następnego weekendu zostaliśmy sami z Jerzem i przyjechał po nas Marek.<br />
Te kilka dni z Jerzem były dziwne.<br />
Z jednej strony starałam się z nim jak najwięcej być i korzystać z miejsca, w którym jesteśmy. Spacerowaliśmy po plaży, po okolicy, jeździliśmy na rowerze. Rozmawialiśmy. Wymyślałam mu opowieści. Słuchałam go.<br />
Z drugiej było naprawdę ciężko z codziennymi czynnościami. Wybieranie się z domu i zbieranie do spania nerwowe, to ostatnie często z rykiem. Na wypasionym placu zabaw w ośrodku konflikty z kolegą, z którym do tej pory Jerz świetnie się bawił. Zazwyczaj nawet fajnie ze sobą negocjują, tu rękoczyny, i okazuje się, że W. jest silniejszy, więc Jerz wciąż poszkodowany, co na moją psychikę wpływa źle.<br />
W dodatku jesteśmy ze znajomymi. Tzn. na tydzień została koleżanka z dziećmi. Są to znajomi z naszej wspólnoty, z której właśnie odeszliśmy. Bo był konflikt i nie dało się dogadać. Więc niby jest ok, ale nie potrafimy się dogadać w drobnych szczegółach, typu wspólne wyjście na spacer czy o której godzinie wspólny obiad. Okazuje się, że najlepiej robić wszystko osobno, tak jest łatwiej. Więc dziwnie jest.<br />
I jeszcze tak podle się czuję. Zasypiam razem z Jerzem. Wietrzne spacery doprowadzają mnie do mdłości.<br />
I złorzeczenia Jerza jako kropka nad i.<br />
Jesteśmy już w domu, a ja gdy tylko pomyślę o morzu, czuję mdłości. W namiocie ze starymi książkami kupiłam kilka książek. Gdy na nie patrzę, czuję mdłości.
Chyba wytworzyło się w moim mózgu nowe połączenie - polskie morze - mdłości.
I chyba zbyt szybko go nie zweryfikuję, bo jak myślę o wyjeździe nad morze, czuję mdłości :D Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-54579585378483141862014-05-10T23:57:00.000+02:002014-05-12T12:47:53.927+02:00Psalm dla niewygodnych rodzicówNiewygodny rodzic jest wtedy, kiedy mówi nie. W reakcji można powiedzieć złorzeczący psalm.<br />
<a name='more'></a><br />
<br />
Chcę, żebyś umarła.<br />
Chcę, żeby cię nie było.<br />
Chcę cię tu zostawić (wyjedziemy z tatusiem, a ciebie zostawimy).<br />
<br />
Chcę, żebyś umarła z głodu.<br />
Chcę cię kopnąć w szyję.<br />
Chcę, żebyś miała głowę odwróconą do tyłu.<br />
Chcę, żebyś była kawałkiem drewna, zawiozę cię do tartaku.<br />
Chcę cię całą zakopać w piasku.<br />
Chcę cię wrzucić do wody i utopić.<br />
Chcę, żeby porwał was wiatr.<br />
Ześlę na was wojnę.<br />
<br />
Chcesz umrzeć?<br />
<br />
<br />
***<br />
<br />
Już wiem, skąd wzięła się książka "Morderstwa przedszkolaka", co było inspiracją "Dziecka Rosemary" i postaci Stewie'go w "Family Guy'u".Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-88155014325677246222014-04-28T23:56:00.000+02:002014-04-29T00:58:52.535+02:00Głupie bajki o ograch i pociągach BĘC!Jerz nie wie, co to są ogry, o Shreku tylko słyszał. A jednak wczoraj ciuchcie na dobranoc przysłały mu właśnie to, głupie bajki o ograch i pociągach.<br />
<a name='more'></a><br />
Wchodzę wieczorem do domu, spodziewając się, że Jerz właśnie zasypia. I słyszę, jak obaj recytują (Jerz bardzo uchachany):<br />
- Jedzie pociąg, a tu nagle ogr BĘC! Mówcie ze mną!<br />
I znowu:<br />
- Jedzie pociąg, a tu nagle ogr BĘC!<br />
A później dołączyłam do nich i mówiliśmy razem:<br />
- Jedzie pociąg, a tu nagle ogr BĘC!<br />
Dziś przy śniadaniu głupie bajki wróciły. I mamy już 3 wersje.<br />
<br />
<b>Głupia bajka o ograch i pociągach</b><br />
<b><br /></b>
1. Jedzie pociąg, a tu nagle ogr BĘC!<br />
<br />
2. Idzie ogr, a tu nagle pociąg BĘC!<br />
<br />
3. Szedł ogr przez tunel, a tu nagle pociąg BĘC! I wypchał go z tego tunelu, i ogr już zeszedł z torów.<br />
<br />
Zastanawiało mnie to BĘC!, bo Jerz nie cierpi wypadków. A przecież BĘC! wydaje się na pierwszy rzut oka dość brutalne. Więc uwaga, nie oznacza wypadku ani uderzenia, ani w ogóle nic chyba nie oznacza, po prostu:<br />
- To jest taka głupia bajka, dlatego jest BĘC!<br />
<br />
No to BĘC!Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-91762938706891688352014-04-26T23:43:00.000+02:002014-04-29T01:00:54.202+02:00SobociaJuż kiedyś na tym blogu padł wniosek, że weekend powinien trwać 4 dni, by zdążyć ze wszystkim, czego by się chciało. Ponieważ dni jest 2, każdy weekend to sztuka wyboru. Ta sobota była domowa, wystarczyło czasu, żeby się razem pobyczyć, załatwić jedną małą sprawę na mieście i posprzątać. A przy tym fajny dzień z chłopakami pałętającymi się po domu :)<br />
<a name='more'></a><br />
<b>Sobotnie czystki</b><br />
Jerz: O, jak tu czysto... Czystkę mamy.<br />
Synku, nawet tego nie wiesz, ale zaprawdę, coś w tym jest.<br />
<br />
<b>Mały Zimbardo</b><br />
- Najpierw ty będziesz więźniem, a później musisz być strażnikiem - rzekł Jerz.<br />
Zabawa w więzienie pojawia się od czasu do czasu. Polega na pilnowaniu więźnia, eskortowaniu go, pozwalaniu mu na coś lub nie, prowokowaniu do ucieczek i udaremnianiu ich. Zaczyna się tak, że Jerz jest strażnikiem. Później sugeruje zamianę ról, ale wtedy jakoś zabawa się kończy.<br />
Przepracowujemy temat władzy i wpływu na innych...<br />
<br />
<b>Siłacz</b><br />
- Zwyciężę, zwyciężę. Jestem od ciebie silniejszy - mruczy pod nosem Jerz, dzierżąc dłoniach stojak na gitarę i siłując się z Markiem.<br />
- Si-ła-cze, si-ła-cze - podśpiewuje, podnosząc pudełko z klockami.<br />
Wpływ kolegów z przedszkola?<br />
<br />
<b>Ta autonomia</b><br />
Siłacz-Jerz wnosi mi do kuchni kosz z suchą bielizną.<br />
- Patrz, jaki jestem silny.<br />
Stawia go na środku.<br />
- Jerzu, widzę. Przyniosłeś do kuchni kosz.<br />
A gdy nie kwapi się, by go zabrać:<br />
- Miejsce kosza jest w małym pokoju. Chciałabym, żebyś go stąd wziął.<br />
- Wiesz... a ja zdecydowałem, że w kuchni.<br />
I sobie poszedł.<br />
Może było ciężko i to był sposób na wybrnięcie z twarzą z trudnej sytuacji? Może, ale czasem niezależne od moich argumentów wnioski Jerza są... bardzo niezależne ;)<br />
<br />
Lubię sobocie.<br />
<br />Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-47929751024309982072014-04-17T23:11:00.000+02:002014-04-29T01:01:54.394+02:00OświadczynyWięc tak, to już ;) Mimowolnym narzeczonym już był, gdy miał 8 miesięcy, bardzo polubiła go czteroletnia koleżanka. Szał trwał całe dwa tygodnie wspólnego wyjazdu. Tym razem inicjatywa wyszła ze strony Jerza.<br />
<a name='more'></a>Przy kolacji:<br />
- Ciociu, dlaczego masz taki duży brzuch?<br />
- Bo taki mi urósł - z przytomnością umysłu odparła Ciocia.<br />
- A może coś tam masz?<br />
- Może...<br />
- Na przykład dzidziusia.<br />
- Nie mam dzidziusia, bo nie mam męża.<br />
I tu właśnie Jerz wykazał inicjatywę.<br />
- A czy chciałabyś, żebym ja był twoim mężem?<br />
<br />
Marek podsumował:<br />
- Dżentelmen.<br />
Wyraziłam nadzieję, że mąż nie był takim dżentelmenem w stosunku do mnie.<br />
<br />
Finał rozmowy z Ciocią okazał się mniej dżentelmeński:<br />
- Pewnie masz duży brzuch, bo jesz za dużo placków.<br />
<br />
Ach, dzieci i ta ich analiza rzeczywistości, stwierdziła Ciocia ;)Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-59323224482389093022014-04-06T23:24:00.000+02:002014-04-07T02:25:30.106+02:00Zjadacz ciszyNiedzielny poranek. Chłopaki już buszują, ja próbuję pospać. Słyszę:<br />
- Ale czemu nie chcesz jeść śniadania?<br />
- Najadłem się ciszy.<br />
<a name='more'></a><br />
To nie majak senny. Gdy wstałam, Marek skarży:<br />
- Jerz nie chciał nic jeść, bo powiedział, że najadł się ciszy.<br />
Jerz z uśmiechem potwierdza, że jest najedzony.<br />
Jak to jest jeść ciszę? Bierze się do ust nic, a później nic jest w brzuchu. Jest cicho. A usta pełne ciszy są puste.<br />
Przeanalizowaliśmy to i okazało się, że brzuch po zjedzeniu ciszy też jest pusty. I może w nim nie być cicho, bo burczy. W związku z tym Jerz zgodził się zjeść cichą kanapkę, która czekała bezdźwięcznie na talerzu.<br />
<br />
Później łowił ryby. Jako rybie nie pozwalał mi leżeć na łóżku. Moje miejsce było na podłodze, gdyż chciał mnie stamtąd złowić. Na to nie poszłam. Za to złowił dla mnie dużo "flądr". Wdrapał się na koci drapak i łowił. Rosół wystygł, a on nie chciał odłożyć wędki. Łowił i łowił, i w życiu nie zjadłam tylu ryb, ile dziś. A zgodził się zasiąść do obiadu dopiero wtedy, gdy zaniepokoiły go marchewki w zupie, bo Marek powiedział, że to piranie. Jerz nie lubi ryb, które zjadają inne ryby. Z tego powodu nie znosi szczupaków. Do ochrony przed szczupakami powołał rybią <i>cosa nostrę</i>, dwie ryby z ogromnymi paszczami, Flor i Af. Tak więc piranie też mu się nie spodobały, unieszkodliwił je wszystkie, z dokładką.<br />
Królestwo ryb wg Jerza: Flor i Af, które chronią inne ryby przed szczupakami, krwiożercze szczupaki, dobre rekiny i małe ryby, które potrzebują ochrony.<br />
<br />
Czy ten, kto zjada ryby, też jest zjadaczem ciszy?Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-80637796522361628012014-04-05T23:36:00.000+02:002014-04-07T02:30:25.553+02:00Kronika tygodnia wg JaromiraZasłuchałam się w J. Nohavicy na amen. Trochę po czesku, więcej po polsku. I już do większości sytuacji egzystencjalnych mam jego komentarz. O, proszę, przegląd minionego tygodnia.<br />
<a name='more'></a><br />
<b>Poniedziałek</b><br />
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=cBLqeIUd8oE" target="_blank">Pastuch</a></i>. Bo było mi wesoło i czułam dużo wdzięczności za to życie, które mam. I czułam się wolna od wielu unieszczęśliwiających mnie ambicji:<br />
<br />
<span style="font-family: inherit;"><i>Gdy byłem mały wciąż mi mówił tata<br />że jeszcze zrobi ze mnie adwokata<br />więc paragrafy musiałem wbijać do głowy<br /><br />Taki adwokat grubą forsę kosi<br />siedzi w fotelu i dłubie palcem w nosie<br />a ja mu na to, że wolę wypasać krowy<br /><br />Ja chciałbym<br />Mieć czapkę z pomponem z boku<br />jeść ulęgałki, pływać w potoku<br />i śpiewać przez cały dzień<br />refrenik ten, tak śpiewać...</i></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><i><br /></i></span>
<span style="font-family: inherit;"><b>Wtorek</b></span><br />
<span style="font-family: inherit;">Na fali mych codziennych rozmyślań o śmierci - <i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=-q1ux3cR7sg" target="_blank">Gdy odwalę kitę</a></i>, pointa:</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<br />
<div class="sloka">
<span style="font-family: inherit;"><i>wszystkie moje plany tak niewiele znaczą.<br />W sumie było nieźle, </i></span></div>
<div class="sloka">
<span style="font-family: inherit;"><i>ludzie mi wybaczą</i></span></div>
<div class="sloka">
<br /></div>
<span style="font-family: inherit;"><b>Środa</b></span><br />
<span style="font-family: inherit;"><i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=2-YgfmaPI0k" target="_blank">Pochód zdechlaków</a></i>. Bo siedzimy z Jerzem w domu z powodu kaszlu, który brzmi gruźliczo, ale lekarz twierdzi, że jest ok:</span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<br />
<div class="sloka">
<span style="font-family: inherit;"><i>Cyrhoza, tromboza, gruźliczy kaszel,<br />tuberkuloza, tak - to wszystko nasze<br />Neuroza, skleroza, skrzypienie w plerach,<br />paradontoza, nie!, no to już afera.</i></span></div>
<div class="sloka">
<span style="font-family: inherit;"><i>Ale w głębi naszych ciał<br />- zdrowy mieszka duch,<br />A więc smutki - ciao,<br />ju hu, hu, hu, hu!</i></span></div>
<div class="sloka">
<span style="font-family: inherit;"><i><br /></i></span></div>
<div class="sloka">
<b>Czwartek</b></div>
<div class="sloka">
<span style="font-family: inherit;"><i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=V58FQ_EWlDI" target="_blank">Pijcie wodę</a></i> - refren wpadł Jerzowi w ucho, a pierwsza zwrotka jest o pociągu:</span></div>
<div class="sloka">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="sloka">
<span style="font-family: inherit;"><i>Raz kolejarz smutny poczuł chęć<br />ajerkoniak wypić na peronie pięć<br />Cały mu się zlepił dziób<br />Wtem nadjechał elektrowóz…no i łup!!</i></span></div>
<div class="sloka">
<span style="font-family: inherit;"><i><br /></i></span></div>
<div class="sloka">
<span style="font-family: inherit;"><b>Piątek</b></span></div>
<div class="sloka">
<span style="font-family: inherit;"><i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=HiXPqF9qHig" target="_blank">Gdy jutro skoro świt</a></i>. Znów o śmierci, ale tym razem w kontekście kłótni z Markiem. Na szczęście przy myciu garów słuchałam muzyki, dotarło do mych uszu, zanim obraziłam się na amen:</span></div>
<div class="sloka">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="sloka">
<span style="font-family: inherit;"><i>Gdy jutro skoro świt porucznik powie: pal!<br />szkoda będzie mi tych chwil, gdym był z dala od twych warg</i></span></div>
<div class="sloka">
<span style="font-family: inherit;"><i><br /></i></span></div>
<div class="sloka">
<span style="font-family: inherit;"><b>Sobota</b></span></div>
<div class="sloka">
<i><a href="https://www.youtube.com/watch?v=TWv_MkSc9NU" target="_blank">Cieszyńska</a></i>, ulubiona Marka. Słuchamy przy śniadaniu.</div>
<div class="sloka">
<br /></div>
<div class="sloka">
<br /></div>
<br />Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-6896880683901872122014-04-05T06:59:00.000+02:002014-04-05T07:33:53.086+02:00Pochwała blogowaniaKiedy wybiegam w przyszłość i myślę, czego bym chciała, moje marzenia są proste.<br />
Chciałabym mieć szczęśliwe małżeństwo. Takie, w którym wciąż coraz bardziej się kochamy i wciąż na nowo poznajemy. Które przetrwa wszystko, a jak będziemy świętować 50. rocznicę ślubu, to dalej będziemy się trzymać za ręce.<br />
<a name='more'></a>Chciałabym wychować dzieci, widzieć, jak stają się mądrymi, zdolnymi do miłości dorosłymi, jak kochają życie, jak sobie w nim radzą.<br />
Chciałabym dokończyć różne zaczęte sprawy, widzieć owoce swojej pracy jak dojrzałe jabłka jesienią, i tak się nimi cieszyć.<br />
A tu tak niewiele trzeba, żeby zdmuchnąć te moje plany. Kto mi zagwarantuje, że będziemy żyli długo i szczęśliwie? Że nie dopadną nas choróbska i śmierć, i ruska bomba.<br />
W obliczu kruchości mojego świata doceniam to, jak wielkim błogosławieństwem jest możliwość zakończenia. Rozumiem to jako dar od Boga, niezasłużony. Jednocześnie dociera do mnie, że skończone dzieło to nie jedyny sens. Że można czerpać radość po prostu z bycia tu i teraz, bez wybiegania w przyszłość. Że można pleść w życiu różne nitki bez pewności, czy pojawi się wspólny wątek, czy nagle się nie urwie, a mimo to być szczęśliwym.<br />
Znów mam pokusę efektywności. Splątane nitki to nie to samo, co gotowa makatka. Tylko czasem presja końcowego efektu zabiera radość z tu i teraz. Więc bez presji, bez doszukiwania się sensu. Jestem, robię, co mogę, i szukam radości.<br />
Czy będzie mi dane błogosławieństwo dokończenia, nie wiem, troszczą się o to inne Ręce.<br />
Splątane nitki, ścieżki, z których trzeba zawrócić, urwane wątki pozornie prowadzące donikąd mają jednak sens. Jest nim po prostu życie.<br />
<br />
Tak jest właśnie z pisaniem bloga. Lubię to :)<br />
<br />Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-48806135521485237772014-04-02T23:05:00.000+02:002014-04-04T02:09:56.596+02:00Majstersztyk z rurkąDziś zrozumiałam, czym jest impas. Trzymam ja, trzyma on. Każde ciągnie w swoją stronę. Myśl, żeby wyjąć mu rurkę z tych (zazwyczaj słodziaskich) paluchów. Nie!<br />
<a name='more'></a>Było to tak: Jerz w szale przedsennej hiperaktywności zaczął się bawić rurką od Fridy, wężykiem do odsysania kataru. Bawił się w sposób, który mi się nie podobał, więc chciałam, żeby rurkę odłożył. On nie chciał i właśnie oboje trzymamy ją w rękach i żadne nie chce puścić. Impas.<br />
- Spróbuj zamienić to w zabawę - tako rzecze Marek.<br />
- Nie jestem w stanie.<br />
Bo para zaraz mi buchnie uszami, Ssssskarbie.<br />
- Tatusiu, pomóż!<br />
- Ale komu, mamie?<br />
- Mnieee.<br />
I wtedy Marek wymyślił.<br />
- O nie! Mama chce ci zabrać rurkę! Musimy ją przed nią schować. Dawaj, dawaj, ukryjemy...<br />
Musiałam puścić rurkę pierwsza, więc zrobiłam to tak, żeby było śmiesznie. Chowanie rurki okazało się bardzo zabawne, zwłaszcza wobec moich bezsilnych okrzyków:<br />
- Grrr, gdzie jest moja rurka?! Oddajcie mi rurkę!<br />
I Markowego:<br />
- Szybko! Żeby mama nie widziała!<br />
Zabawa w przechytrzanie to jest to. Jerz miał frajdę i my mieliśmy frajdę, że oddał rurkę i jeszcze się z tego cieszył. Zamiast wybuchu złości - wspólny śmiech. Zamiast obrażonego autorytetu - współpraca i kontakt. Majstersztyk, kochany Mężu, majstersztyk!<br />
Chwilę później, gdy Jerz już spał, zastanawialiśmy się, czy z naszej strony nie była to manipulacja. I nie: Jerz miał potrzebę zabawy, tylko konieczne było małe sprostowanie. Bo jemu się wydawało, że chodzi o rurkę. Więc trochę mu pomogliśmy zobaczyć, że zabawa jest zabawą niezależnie od tego, czy ma się rurkę czy nie.<br />
Bo słyszał ktoś o czymś takim, jak potrzeba zabawy rurką? Noż to zwyczajna zachcianka po prostu!<br />
<br />
<br />
<br />Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-5653397581040247002014-03-18T11:33:00.000+01:002014-03-18T11:33:39.865+01:00Zanim wyszłam z siebieZaczęło się tak: miałam kiedyś okazję wytańczyć swoją złość. Taką, która podnosi głos, zmusza do gestykulacji, wykrzywia twarz. I tak wściekłą, tak wściekle wściekłą... aż stała się śmieszna. Później przeczytałam w <i>Rodzicielstwie przez zabawę,</i> że można rozładować złość w zabawowy, niekrzywdzący dziecka sposób.<br />
<a name='more'></a>Im Jerz większy, tym częściej łapię się na tym, że oczekuję od niego zachowań zgodnych z moim wyobrażeniem, a co za tym idzie, częściej się złoszczę. Nie trzeba było długo czekać, żeby życie dało okazję przećwiczenia nowo przyswojonych treści.<br />
Jerz siedzi na blacie w łazience, ma myć zęby, ale chlapie wodą niemiłosiernie, po całej łazience. Mówię. Proszę. Jerz bawi się w najlepsze, ja zaczynam się w środku gotować. I właśnie w momencie, gdy poczułam się już jak ten czajnik (taki z gwizdkiem, którego nikt nie ściąga z gazu) i owładnęła mną przemożna chęć potrząśnięcia mym dzieckiem, by się opamiętało, powiedziałam nagle:<br />
- Ooooo zaraz kogoś poszarpię. I potelepię* - i rzeczywiście zaczęłam nim lekko potrząsać, trochę łaskotać i podskubywać.<br />
Mówiłam głosem półstrasznym, półśmiesznym, i cały czas patrzyłam, czy Jerz zrozumiał, że to zabawa. Chwycił w lot. Zaczął chichotać, bardzo mu się to spodobało. A ja czułam, że w miarę wydawania z siebie tego strasznego głosu i robienia strasznych min, w miarę jak Jerz się coraz bardziej śmieje i woła: "Potelep mnie!", złość ze mnie odpływa, łapię z nim kontakt.<br />
To była dla mnie cudowna historia z happy endem. Przekonałam się, że można tę złość oswoić i zrobić z niej coś dobrego.<br />
A dziś rano było tak: Jerz współpracował. Ale nie zawsze mam w sobie przestrzeń na formy tej współpracy (Kaczy chód. Wyginanie kończyn i głowy. Wydawanie nieartykułowanych dźwięków. Zbaczanie na torowisko, gdy proszę, żeby szybko coś przyniósł z pokoju). Wiem, co on przez to mówi: że współpracuje ze mną jako osoba, która chce być brana pod uwagę. Dlatego nie rusza się jak automat wykonujący polecenia, tylko na ten przykład jak kaczka. Lecz kiedy jedziemy do przedszkola autobusem, jak dziś, i z tą kaczką trzeba na ów autobus zdążyć...<br />
Poszłam po niego na tory.<br />
- Ech, chyba cię zaraz poszarpię.<br />
- I potelepiesz! - zawołał zadowolony Jerz, biegnąc do łazienki.<br />
Chyba mamy już swój tajny kod, który mógłby przerazić pracowników socjalnych ;)<br />
Zdążyliśmy!<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
*termin wprowadzony przez babcię Krysię. Wg niej telepanie to właśnie to, czego pragnie i potrzebuje każde dziecko od noworodka. Polega na przytuleniu i rytmicznym potrząsaniu. Stosowała je także na małym Jerzu, mimo naszych tłumaczeń, że nigdy go nie usypiamy ani nie utulamy w ten sposób. Babcia wychowała jednak więcej dzieci niż my, więc zdania o telepaniu nie zmieniła. Telepała go dalej, aż jej powiedzieliśmy, że Jerz może mieć problemy neurologiczne i nie chcemy, żeby nim potrząsała. Więc już nim nie telepała. Gdy patrzyliśmy.Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-30086738686498172012014-03-11T15:58:00.000+01:002014-03-12T10:08:56.020+01:00Co wieczór (marudzenie kontrolowane)Boję się śmierci. Codziennie to samo - małe umieranie.<br />
<div>
A przecież jeszcze tyle nie zdążyłam. Tego nie przeczytałam, tamtego nie zrobiłam. Tego nie posłuchałam, tamtego nie spotkałam. Nie zostawiłam za sobą ładu, raczej chaos. Za dużo powiedziałam, za mało powiedziałam (trzeba było inaczej, jak?). Za mało byłam, kochałam.<br />
<a name='more'></a></div>
<div>
Dlatego nie mogę tak po prostu zasnąć. Potrzebuję jeszcze: Ciebie, poskrollować fejsa, przeczytać jeszcze tylko jeden artykuł, obejrzeć ostatni film. Powoli myć zęby i dokładnie wklepać krem.</div>
<div>
Aż zrobi się tak późno, za późno, że nawet tu jestem się w stanie spóźnić.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Gdybym umierała punktualnie, śmierć wzięłaby swoje i jutro nie czułabym na plecach jej chłodnych palców. Ale nie, ścigamy się, próbuję ją oszukać, coś jej wyszarpnę, to ona coś zabierze - coś, co nie należało do niej. </div>
<div>
Co wieczór szarpanina, zanim zamilknę, zanim zamknę oczy.</div>
<div>
<br /></div>
Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-3713727271969157870.post-16169271463237123632014-03-02T23:43:00.000+01:002014-03-11T16:15:52.756+01:00Profesor WisienkaNajpierw trzeba zrobić kanapkę. Po chwili okaże się, że to jednak tort. Pierwsza warstwa: ja. Druga warstwa: Marek. Teraz wdrapuje się Jerz.<br />
- Jesteś naszą wisienką na torcie!<br />
<a name='more'></a>Wisienka spada z tortu, i znów się wdrapuje, i znów spada.<br />
- Wisienka się sturlała!<br />
Potem trzeba założyć sobie na głowę moje okulary. I oto on: profesor Wisienka!<br />
- Jestem profesorem Wisienką! - woła Jerz.<br />
- Ja jestem profesorem Wisienką! - wołam ja.<br />
- Ja jestem profesorem Wisienką! - woła Jerz.<br />
- Ja jestem profesorem Wisienką! (przedrzeźniam cię).<br />
- Ja jestem profesorem Wisienką! Przedrzeźniaj mnie!<br />
- Kto jest profesorem Wisienką?<br />
- Ja!<br />
- Ja!<br />
- Ja!<br />
<br />
Profesor Wisienka zajmuje się ciuchciami.<br />
- Gdzie byłaś, wisienko? - to do mnie. - Wymyśl tym ciuchciom imiona.<br />
Wymyślam imiona ciuchciom znanym dotychczas jako Czerwona, Żółta i Zielona. Ale jakoś nie możemy ich zapamiętać, chyba się nie przyjęły.<br />
A później,,, później nie ma już Profesora Wisienki. Jerz siedzi nad ciuchciami.<br />
- Profesorze Wisienko! - wołam, ale nie odpowiada.<br />
Poszedł sobie. A taka miła była z nim niedziela.<br />
Więc zrobiliśmy faworki, bo w tłusty czwartek nie było czasu, i też było bardzo fajnie. Mniam!Esterhttp://www.blogger.com/profile/15693815929146512182noreply@blogger.com4