niedziela, 18 września 2011

Niedziela dla nas

Niedziela to koci dzień. Płynie bez pośpiechu, trzeba tylko łapać każdą chwilę. Dobra niedziela to namiastka wakacji, podróży w dalekie strony i dziwne kraje. Albo gdzieś, gdzie jest woda i dużo słońca.
My dzisiaj mieliśmy dużo słońca i dużo wody.
Spodziewałam się wrześniowego dnia, jasnego, słonecznego i ciepłego, a zdarzył się wrześniowy upał. Wśród letnich sukienek, odkrytych nóg i ramion, my, troszkę za grubo ubrani (już słyszę, jak Ciocia Ogórkowa mówi, patrząc na Jerza: "nie rób z niego piecucha!"), popłynęliśmy statkiem po Wiśle. (Statek pływa po wodzie - to z Jerzowej książeczki pt. "Pojazdy" ;)). Słońce świeciło z góry, błyszczało w wodzie i odbijało się w oknach. Nasycało kolorami fasady zwróconych do rzeki kamienic. Patrzyłam na budynki, które znam, nieraz je widziałam, ale z tej perspektywy wszystko wyglądało jak nowe. Myślałam, jak to jest mieć taras na rzekę i co rano wychodzić na niego i widzieć tę wodę i zieleń na drugim brzegu. Wyobrażam sobie, że mając taki widok z okna, co rano rozpoczyna się dzień z odświeżonym umysłem ;) Chwilami udawało mi się nie myśleć o niczym, tylko być, i być razem.
- Czuję się, jakbym był na wakacjach - powiedział Marek.
A Jerzyk - być może doświadczył, że "statek pływa po wodzie", ale przede wszystkim zafascynowały go metalowe poręcze.

***

Leżący na stole papierek w szkocką kratę przypomniał mi o jeszcze jednym aspekcie świętowania tej niedzieli. Było nim pochłonięcie paczki szkockich maślanych herbatników od Szopena. Uwielbiamy je!!! Zazwyczaj się nimi delektowaliśmy, wg mojej definicji delektowania się, bo zjadaliśmy po jednym. Dzisiaj po zeżarciu połowy paczki Marek stwierdził, że teraz też się delektował po jednym.

***

Już wieczór, a ja chciałabym, żeby niedziela trwała cały tydzień. Może moje powszednie odczucie, że "czas jest jak rwąca rzeka", to złudzenie, a niedziela to stan umysłu? Tylko dlaczego w inne dni tak trudno go osiągnąć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz