Dziś rehabilitacyjny wtorek. Ciocia od rehabilitacji obejrzała Jerzyka po prawie dwutygodniowej przerwie. Była pod wrażeniem jego raczkowania :) Ja też zresztą ciągle jestem. Gdy wyjeżdżaliśmy do O-wca, Jerzyk potrafił już raczkować. Robił jednak kilka kroczków, po czym prawą nogą wypychał się w bok i siadał na lewym półpupku. W O-wcu nastąpił przełom i zaczął pokonywać duże dystanse bez przerw. W niedzielę wieczorem zaczął też wstawać, i to tak szybko, że z Miśką nie mogłyśmy zauważyć, którą nogą zaczyna.
Ciocia od rehabilitacji odważyła się stwierdzić, że już będzie dobrze. Momentem decydującym o końcu rehabilitacji jest ten, kiedy dziecko zaczyna chodzić. Jerzyk wprawdzie jeszcze nie chodzi, ale podobno wygląda na to, że poradził sobie z tym, co było nie tak. Została jeszcze trochę zbyt napięta lewa stópka i trochę ściągnięta główka do prawego ramionka, pozostałość asymetrii, ale dla niewtajemniczonych jest to praktycznie niewidoczne.
Dobrze było usłyszeć te wieści. Przeszliśmy już sporo stresów z naszym małym Jerzem. Niemal każda kontrola u lekarza mogła przynieść nowe rewelacje. Myślę teraz, że gdybym bardziej koncentrowała się na Jerzu niż na opiniach lekarza, byłabym spokojniejsza. No bo od początku fajny był z niego chłopak!
Dodam jeszcze, że od trzeciego miesiąca, czyli już prawie 7 miesięcy!, rehabilitujemy Jerzyka metodą NDT Bobath, i że jestem bardzo zadowolona z tej metody. Może być stosowana jak zabawa, chyba tak właśnie ją Jerzyk przez większość czasu odbierał, dzięki temu pomaga budować więź z dzieckiem i pielęgnować je w taki sposób, by stymulować rozwój. A my w dodatku mieliśmy szczęście spotkać wspaniałą fizjoterapeutkę - naszą ciocię od rehabilitacji.
Ech, ech, po tych 7 miesiącach, gdy wreszcie widać koniec tej naszej żmudnej pracy, gdy mój mały chłopczyk wychodzi na prostą... naprawdę jestem szczęśliwa, że przyszedł wreszcie ten moment i jest tak, jak jest :-D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz