czwartek, 29 września 2011

Katar. Babcia. Randka

Katar siedzi w Jerzowym nosie i nie chce się ewakuować. Przyjechała babcia, a ja byłam na randce :D



***

Jerzyk ma katar. Katar trzeba odciągać, co łączy się z płaczem, kopaniem, wierzganiem (i rdzeń się przegrzewa). A efekty tego są marne. Gluty siedzą w nosie i świetnie się bawią, a biedne Jerzątko się męczy. Są takie odciągacze do kataru, które podłącza się do odkurzacza. Wiem z pewnego źródła, że "super ciągną", a dzieci płaczą tylko na początku. I chyba sprawię synowi taki odciągacz. Być może Jerz, jako wierny fan odkurzacza (jak również innych sprzętów, takich jak pralka, zmywarka, komputer i wszystkie kable) lepiej zniesie odciąganie glutów, jeśli będzie to robił jego ulubiony kumpel.

***

Babcia, będąca jednocześnie teściową (moją), jest u nas od kilku dobrych dni. Całkiem, całkiem sobie żyjemy. Jerzyk jest przeszczęśliwy, bo cały czas ktoś do niego gada i non stop jest w centrum czyjejś uwagi. Daje babci buziaki-śliniaki i ładnie się przytula. Jedyne, co może być problematyczne w naszym codziennym funkcjonowaniu, to różnica w tempie wykonywania czynności przeze mnie i przez babcię. Ja tempo babci określiłabym mianem nerwowej bieganiny. Ona też chyba irytuje się moim, bo wczoraj, nawiązując do planów podtuczenia mnie, którym sprzyjam, powiedziała:
- Chyba rzeczywiście czegoś ci brakuje, żelaza czy... adrenaliny.
:) :) :)

***

Randka w znaczeniu wyjścia do lokalu we dwoje zdarzyła się nam po raz pierwszy od 13 listopada 2010. Wiem, że rekordu niechodzenia na randki nie pobiłam. Wiem też, że ktoś może powiedzieć, że randkę mam codziennie, tylko tego nie doceniam. No ale jednak co wyjście do lokalu (we dwoje), to wyjście do lokalu.
To nie tak, że nigdy nie mieliśmy okazji wyjść. Raczej nie zadbaliśmy o to, by taką okazję stworzyć. Zawsze gdy nadarzała się sposobność, czyli była u nas jakaś babcia albo ciocia, byliśmy albo zbyt zaganiani, albo zbyt zmęczeni. No i wreszcie udało nam się oderwać od wszystkich spraw, które moglibyśmy w tym czasie załatwić, i wyszliśmy :)
Poszliśmy do lokalu z czasów studenckich. Lokal podupadł albo ja zrobiłam się bardziej wybredna. Ale nie było czasu na clubbing ;) Więc nie patrzyłam na lokal, tylko na męża - i była to bardzo miła randka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz