czwartek, 27 października 2011

O człowieku, który prawie nie miał stypy

Zdaje się, że kiedyś pisałam, że w tej krainie śmierć jest blisko? Następnego dnia dowiedziałam się, że zmarł wujek. Nie poznałam go - to był brat mojego teścia. A dzisiaj był jego pogrzeb, prawie bez stypy.

Stypa to w mojej rodzinie ważny element smutnego obrzędu. Przede wszystkim dlatego, że nic tak nie jednoczy członków rodziny jak śmierć. Mieliśmy niewiele hucznych wesel, za to od czasu do czasu zdarzały się pogrzeby. I wtedy zjeżdżali się różni wujowie i ciotki, odgrzebywali stare historie i urywki wspomnień. Opowiadali o swoim i naszym życiu - i nagle mi się zdawało, że moja rodzina jest bardzo interesująca.
Drugi powód, dla którego stypa jest ważna, dostrzegam teraz: człowiek musi się jakoś ogarnąć, żeby to wszystko zorganizować, musi jakoś wychylić się z żałoby. I o ile zdrowo jest przeżyć żałobę, to dobrze się w niej całkiem nie zatracić.
Dlatego smutne wydało mi się - prawie nie mieć stypy.

Wujek Wiesiek był inny od swoich braci. Był najmłodszy - gdy zmarła jego mama, miał 15 lat. Starsi bracia już układali sobie życie, uczyli się, zakładali rodziny, pracowali. On został z pijącym ojcem. Mieszkali w domku nad rzeką - dziś rudera z zabitymi oknami. Po szkole załatwił sobie pracę w hucie szkła. Pił. Ojciec zmarł, Wiesiek pił dalej. Domek nad rzeką stał się miejscową meliną. Później (czyt. kawał życia później) huta ogłosiła upadłość. Wieśkowi ze względu na problemy ze zdrowiem (nie mógł już prawie chodzić?) udało się załatwić rentę i miejsce w domu opieki. Tzn nie załatwiał tego sam, zrobił to dla niego brat. Podobno czasem urywał się stamtąd do kumpli, do domku nad rzeką.
Tyle wiem od mamy (mojej teściowej, Wieśka bratowej).
I jeszcze że jak Wiesiek był chory, mama na zmianę z jeszcze jedną bratową zanosiła mu jedzenie. A on nie przyszedł na pogrzeb teścia. Był już wtedy w ośrodku. Wersja mamy: twierdzi, że nie wiedział, choć pozostali bracia nie raz po niego jeździli.
I dlatego też nawet nie zapraszaliśmy go na nasze wesele. (Tu nasuwa mi się pytanie, jak wiele relacji z dalszą rodziną jest uwarunkowane przez percepcję naszych rodziców?) I dlatego go nie poznałam.
Ale nawet gdybyśmy go zaprosili, prawdopodobnie by się nie pojawił.
Był inny od swoich poukładanych braci. Mama twierdzi, że to przez zły wpływ ojca. Że gdyby bracia się nim zaopiekowali, jego życie potoczyłoby się inaczej. Kto wie? A może wcale nie?

Czy właściwie ktoś go znał?
Przed czym uciekał?

Gdy zmarł, nie wiadomo było, co ze stypą. Dwaj bracia z żonami w mieście, pogrzeb u nas na wsi. Mama przygotowała się, żeby przyjąć rodzinę. Ale mimo że wiele osób przyjechało na pogrzeb, prawie nikt nie chciał przyjść na stypę. Podobno dlatego, że pracują. Prawie - bo przyszła ciocia z córkami.
Bezcenne było usłyszeć historię o Wieśku, którą opowiedziała ciocia.
Jedna z jej córek jako mała dziewczynka nie lubiła, gdy Wiesiek do nich przychodził, bo zawsze był pijany. Powiedziała mu, żeby nie pił - bo nie będzie na niego mówić "wujek Wiesiek" tylko "Wiesiek". On oczywiście nadal pił. Ale czasem, gdy sobie przypomniał, dawał Edycie czekoladę - za "Wieśka".

Zmówcie zdrowaśkę, ludzie dobrej woli...

2 komentarze: