Na pewnym etapie rozwoju Jerza mogłam powiedzieć, że nie osiągnął jeszcze poziomu kota. Teraz patrzę i widzę, że nie tylko od jakiegoś czasu jest na kocim poziomie, ale już go przewyższył ;)
Koty mianowicie są dwa. Blanka-przytulanka-chuliganka zwana Czołgiem, zwana Wężycą. I Rysia - skurczybysia, nerwus, zwana Szarą Masą, Szarą Sówką i Smoczycą.
Psychicznie Jerzyk górował nad nimi zawsze, nawet jak jeszcze do niego nie docierało, co to jest kot. Kocice po prostu od początku wyczuły, że pojawił się ktoś, kto zajął ich miejsce w domowej hierarchii i zepchnął na totalny margines (niestety). Jak umiały, tak sobie radziły. Usiłowały np. zaanektować przedmioty należące do Jerzyka. Świadczyły o tym pewne ilości kociej sierści - czarnej - Blanka! - pozostawianej na bujaczku, foteliku samochodowym czy w wózku(!). W desperacji uciekaliśmy się do metod drastycznych, lecz skutecznych. Głównie mam tu na myśli Kwazar*.
Gorzej było ze sprawnością fizyczną. Tu koty miały przewagę - jednak do czasu ;) Bo ostatnio uznałam, że Jerzu osiągnął poziom sprawności małego kota: zobaczyłam, jak ładnie bawi się piłką. Sam przed sobą ją turla, a później goni :)
Wraz z rozwojem mobilności Jerzyka zmniejszają się szanse kocic na życie bez stresu. Wymyślił np. autorską zabawę pt. "Goń Ryśkę". Widząc spoczywającą kocicę, wydaje z siebie przeciągły chich i zaczyna przemieszczać się w jej kierunku. Już na głos chichu Ryśka czuje się zagrożona, jednak dopiero gdy Jerz się przybliży, ucieka w inne miejsce. To wywołuje radosny śmiech Jerza (czy to już aby nie cham Jerzy?) i zabawa zaczyna się od początku. Wczoraj bawił się w ten sposób dość długo, a Ryśka naprawdę się go bała, aż szkoda mi było szarej wariatki. Za to Blankę niewiele rusza (czołgi tak mają). Dziś zamiauczał do niej, po czym paluszkiem wskazującym nakłuł okolicę oka, zamkniętego, ponieważ uczy się pokazywać, gdzie jest oczko. Blanka tylko lekko potrząsnęła głową.
Jednak nie jest tylko źle. Jerz uczy się robić kizia-mizia, i czasem mu się to udaje ;) I mówi kocim językiem, tzn. zwracając się do kotów, wydaje z siebie dźwięk wyższy niż zazwyczaj (dlatego "zamiauczał" ;)).
Kotki-psotki są też jednym z najbardziej niezawodnych sposobów, by rozśmieszyć Jerzyka. Wystarczy, że się pojawią. A jak przyjdzie tata, weźmie rzemyki, służące Jerzykowi do zabawy w zastępstwie kabli (którymi Jerzyk bawić się nie może, choć bardzo by chciał), a dla kotów stanowiące ruchliwy przedmiot pożądania... Gdy więc tata weźmie rzemyki i zacznie nimi poruszać, spaślaki biegają po całym pokoju i skaczą jak szalone po meblach, spadając na tłuste pupska i w międzyczasie ostrząc pazury - dopiero bobo się chichra!
*spryskiwacz do kwiatków
:) fajne te kocio dziecięce obserwacje.. Ale uważaj z oczami (kocimi) nasza Zuzia poważnie odchorowała zabawę Alusi w goń-patyczek. Oko jej prawie wypływało, na szczęście po 2 tyg antybiotyku było ok. Teraz Ala przecudnie przeprasza kicię podchodzi delikatnie całuje cmokając i dotyka równie delikatnie uszka, no przecudne ;)
OdpowiedzUsuńDzieciaki i zwierzaki to fajny widok :) Widzę, że u Was też powstają ciekawe zabawy ;) "Goń patyczek", kto by pomyślał, że to taka krwiożercza gra, w której stawką może być oko... :)
OdpowiedzUsuń