środa, 7 grudnia 2011

Język niemowląt by Jerzu (falstart)

Język niemowląt to wyrażenie zaczerpnięte z książki Tracy Hogg, ściślej biorąc - tytuł ;) Pamiętam, że kilka lat temu znajomi bardzo ekscytowali się tą książką i żałowali, że odkryli ją dopiero przy trzecim dziecku. Kiedy do niej sięgnęłam, również byłam pełna entuzjazmu, ponieważ jakoś oswajała tę moją wielką niewiadomą - jak to będzie, gdy pojawi się Jerz? Z czasem przyszedł dystans. A teraz coraz częściej czytam o "treserce dzieci".
I mimo że sama do "Języka niemowląt" nie sięgałam już z rok ;) i wiele porad zignorowałam ;) to budzi mój opór nazywanie tak osoby, którą ci, którzy ją znali, określali jako pełną miłości do dzieci - i ich rodziców. A i z kartek jej książki można wyczytać wiele troski o to, by rodzice obserwowali swe dziecko, byli wrażliwi na jego potrzeby i komunikaty, by próbowali spojrzeć na świat z jego perspektywy. Właściwie na każdej stronie powtarza się jak mantra: z moich doświadczeń wynika to i owo, ale wy przede wszystkim poznajcie swoje dziecko.
Kilku takim zielonym ludziom jak ja pomógł Łatwy Plan - tu znów nie chodzi o to, żeby pod linijkę dopasować swoje dziecko, ale by mieć świadomość, że niemowlęta funkcjonują według pewnego rytmu, i że poznanie rytmu własnego dziecka i dostosowanie do niego planu dnia ułatwi życie. Przynajmniej ja tak to rozumiem z perspektywy (więc być może nie jest to w 100% "co mówi Hogg", ale: "co Ester sądzi, że mówi Hogg").
I do tej pory z rozrzewnieniem wspominam przytoczoną przez Hogg maksymę brzmiącą w mojej wersji tak: jeśli stoisz, a to samo możesz zrobić siedząc, usiądź, jeśli siedzisz, a to samo możesz zrobić leżąc, połóż się. Od tamtej pory częściej siadam w kuchni ;) To było z rozdziału mówiącego o tym, żeby mama po porodzie o siebie zadbała.
Wielkie emocje budzi nauka samodzielnego zasypiania propagowana przez Hogg, czyli układanie w łóżeczku do skutku, nawet kilkadziesiąt razy w ciągu nocy - ale nikt nie zmusza rodziców, by ją zastosowali. Ja na przykład nie wyobrażam sobie męczyć w ten sposób Jerza i siebie - póki co wciąż go nosimy. Mam nadzieję, że kiedyś przyjdzie nam do głowy, jak nauczyć go samodzielnie zasypiać, na razie dajemy radę (byle tylko nie zasypiał zbyt długo ;)).
Moje największe kontrowersje budzi zdanie: "nigdy nie jest za wcześnie, aby uczyć dziecko samodzielności". To wydaje mi się... dziwne. I z tego wynika wiele porad, które właśnie, jak to ująć - nie każdy chce zastosować.
"Nigdy nie jest za wcześnie, aby uczyć dziecko samodzielności" - a więc, przede wszystkim, może leżeć sobie samo w łóżeczku. I nie należy przesadzać z przytulaniem.
Tak, wiem, że mój syn jest osobnym, samodzielnym bytem, ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że jako noworodek poznający świat głównie przez dotyk, pozbawiony bliskości - właściwie co może czuć i odbierać? Przychodzi mi na myśl odczucie jakiejś chaotycznej przestrzeni bez celu i sensu, z atakującymi, też chaotycznymi bodźcami, światłem, hałasem. Przytulony do mamy czuje ciepło i bicie serca, czyli coś, co zna - jest jakiś punkt zaczepienia ;)
Nie przekreślam samodzielności, ale opowiadam za bliskością, która stopniowo daje coraz większą przestrzeń i uczy coraz większej samodzielności. Przy czym "stopniowo" nie znaczy w pierwszych godzinach życia. Wydaje mi się, że dziecko pozbawione bliskości, a zbyt wcześnie uczone "samodzielności", nie wyrośnie na rzeczywiście samodzielnego człowieka, z poczuciem bezpieczeństwa, umiejącego przeżywać bliskość.
Bardziej do mnie przemawia obraz przekazany nam przez położną w szkole rodzenia: im bardziej my dziecko tak (przytulas) gdzy jest małe, tym bardziej ono tak (otwarte szeroko ramiona) do świata, gdy będzie starsze. Dlatego noszę, przytulam, staram się być blisko wtedy, gdy Jerz tego potrzebuje, na ile jestem w stanie fizycznie i psychicznie ;)
Mimo wszystko Tracy Hogg nie jest dla mnie "treserką dzieci". Inne spojrzenie na bliskość. Ale każdy ma swoją wrażliwość, a ona sama nieustannie zachęca, by rodzice słuchali swojej intuicji. Nie jest to proste, zwłaszcza na początku... ale cóż. Przed niektórymi błędami ustrzeże nas świadomość, przed innymi lenistwo we wprowadzaniu "dobrych rad" (to u mnie), a inne popełnimy. Życie. Inaczej chyba się nie da?

Ups.
Miałam zamiar zawrzeć w kilku słowach moje za i przeciw co do propozycji Hogg. Tylko po to, by płynnie przejść do meritum i móc nawiązać do zawartej w książce tabelki. No cóż, to już chyba następnym razem ;)

5 komentarzy:

  1. ja żałuję, że przeczytałam książkę, przed pierwszą dwójką. Karmienie co 3 godz. nie wydaje mi się dobrym pomysłem. Chłopcy potrzebowali często pojeść sobie, nawet co godzinę, a czasem chcieli się trochę przytulić. I po prostu byli głodni, a ja nie chciałam im dać jeść, bo słuchałam "treserki dzieci".
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki że to napisłaś, bo faktycznie zapomniałam, w jaki sposób ona pisała - kategoryczny, i często podawała własne jedynie słuszne rozwiązanie, co mogło człowieka zakręcić. Przykro mi, jeśli to ja poleciłam Ci tę książkę - ufałam opinii znajomych.
    Jeden wniosek z tego wszystkiego - bardziej słuchać siebie i swojej chęci niż głosów z zewnątrz. Też mam przykre doświadczenie w takiej sytuacji, nie przez Hogg ale przez naszą znerwicowaną lekarkę, i do tej pory czuję wyrzuty, że jej słuchałam.

    OdpowiedzUsuń
  3. właściwie to niezbyt długo starałam się trzymać rad z "Języka niemowląt" - chyba tak po 2-3 tygodniach zaczęłam karmić na żądanie... :) zgadzam się, że książka pomaga oswoić wielką niewiadomą związaną z dzieckiem, podnosi na duchu, bo pokazuje, że wszystko da się zaplanować i uporządkować. U niektórych rodziców te rady się sprawdzają. Mnie z książek dziecięcych najbardziej spodobała się Penelope Leach "Twoje dziecko", ale dostałam ją kilka miesięcy po urodzeniu dzieci. A szkoda, bo choć książka jest do 5 lat, najwięcej miejsca poświęcone jest noworodkowi, a myślę, że rady są bardzo dobre

    OdpowiedzUsuń
  4. ja tam całej książki nie przeczytałam głownie dlatego że jakoś jedyna wersja to ta od Ciebie w wersji elektronicznej, więc jakoś tak nie dałam rady wysiedzieć przed monitorem, ale te rady które wyczytałam trochę mi ułatwiły. Chociaż nie wiem jak inni ale ja wspominam pierwsze miesiące jako wykańczający koszmar z rzadka przeplatany jakimiś uroczymi momentami. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tula, ja też długo do siebie dochodziłam po porodzie ;) a z tego pierwszego okresu najmilej wspominam kangurowanie, kiedy Jerzyk spokojnie zasypiał, przytulony - akurat wbrew zaleceniom Hogg ;)

    OdpowiedzUsuń