Ponoć plan serialu "Desperate Housewives" powstał w ciągu jednej nocy. Autor pomysłu powiedział, że zainspirowała go matka, gdy pewnego dnia wspomniała o cichej rozpaczy, która drążyła ją każdego dnia, gdy siedziała w domu jako gospodyni domowa.
Gospodynią domową, którą znałam najlepiej, była moja babcia z czasów, gdy przeszła na emeryturę. Babcia codziennie gotowała dwudaniowy obiad dla pięciu osób, codziennie jeździła na targ, żeby kupić potrzebne składniki i właściwie nie pamiętam, żeby kiedykolwiek siedziała bezczynnie. Tak samo nie pamiętam, żeby realizowała jakieś swoje i tylko swoje potrzeby albo żeby mówiła o emocjach. W tym całym zaganianiu była chyba daleko od siebie. Nie mam pojęcia, skąd brała na to wszystko siłę.
Bycie w domu ma swoje plusy. Jestem blisko mojego dziecka, widzę, jak się rozwija, co mówi, jak każdego dnia uczy się nowych rzeczy. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie ta cicha rozpacz, która drąży i krąży gdzieś głęboko. Sens gubi się w praniu (wrzucanie, wieszanie, zdejmowanie, układanie), gotowaniu, sprzątaniu po tysiąc razy, bo po chwili znów jest bałagan. I w odpuszczaniu sobie tych czynności. Patrzę na moje dziecko i widzę, jak pędzi czas. Doświadczam przemijania. Czuję kruchość życia. Czuję, że się zatracam - gdzie właściwie jest moje życie? Pojawia się ambiwalencja uczuć do najbliższych - obok miłości poczucie przytłoczenia. Przytłoczenie codziennością. Cieszę się życiem, ale te kropelki sączą się jedna po drugiej. Dzień po dniu. Nie zdaję sobie z nich sprawy, nie czuję ich. Ale muszę, koniecznie muszę, uciekać - w alterantywną rzeczywistość. Byle nie zaglądać do wnętrza, bo bardzo się boję, co tam zobaczę. A najbardziej, że nie będę umiała tego pogodzić z faktem, że przecież jestem teraz z najkochańszymi osobami.
Wczoraj, dziś - odważyłam się zajrzeć, wypuściłam to. To takie proste, że miłość może istnieć obok pustki, sens obok bezsensu. Pustka, bezsens w niczym jej nie zagrażają, jeśli tylko wypuszczę je na wolność, by nie sączyły się w ukryciu, by nie zatruwały cichą rozpaczą.
Dziś niedziela "Gaudete". Uwalniam smutek, zapraszam głęboką radość.
Kiedyś czułam to, co Ty (tyle, że nie potrafiłam tego tak opisać). Potem, gdy nagle nazbierało mi się zbyt dużo zajęć na głowie, uczucie bezsensu wcale nie zniknęło, a dołączyła doń kompletna dezorganizacja i uczucie, że na żadnym polu nie jestem w stanie się wyrobić. A teraz myślę sobie, że to, o czym piszesz, to niekoniecznie wynik pozostawania w domu, lecz posiadania dziecka... Bo dziecko sprawia, że nigdy już nie jest tak jak dawniej i może w nas, mamach, żyje jakiś nieutulony żal za tym, co minęło... Ale, ale! Jakby się wzięło na szalę smutki i radości związane z macierzyństwem to na pewno przeważą te drugie. I tego trza się trzymać:)
OdpowiedzUsuńProszę odezwij się do mnie w sprawie Twojego zamówienia. Pled już gotowy. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDzięki Włóczykijko za ten komentarz. Co do dziecka - racja, że uświadomienie sobie, że "już nigdy nie będzie tak jak kiedyś"... ma swój ciężar ;) Ale pomyślałam też, że ja teraz siedzę w domu, więc nie mam za bardzo ucieczki przed tym, co czasem mi doskwiera. Ale tak właściwie, kto wie, czy takie stany nie zdarzają się też innym grupom zawodowym? Może to po prostu takie ludzkie, że czasem codzienność przytłacza... i nie zawsze łatwo się do tego przyznać czy dopuścić do siebie.
OdpowiedzUsuńDzięki Janeczko :D
Właśnie to chciałam napisać, że zdarzają się innym grupom:) Oj, zdarzają... Moim zdaniem obraz nowoczesnej mamy, jaki się nam dzisiaj aplikuje: godzącej świetnie pracę zawodową z wychowaniem malucha, wiecznie uśmiechniętej i wypoczętej, to zwykła ściema niemożliwa do zrealizowania. W moim wydaniu praca oznaczała niegdyś ( za czasów młodości Maksa, czyli jak miał nieco mniej niż rok) po prostu zwalanie wychowywania dziecka na czyjeś barki.
OdpowiedzUsuńOdważne wyznanie ;) Ale ja chyba miałabym podobne odczucie - i może to jest jeden z powodów, dla których jestem w domu. Czy to ściema tak w ogóle - nie wiem, może są jakieś mega energiczne kobity, które tak potrafią. W moim przypadku ściema :D Ale ja jestem śpioch i człowiek kot. Uściski!!!
OdpowiedzUsuńTe mega energiczne kobietki musiałyby nigdy nie odpoczywać. A tego nie wytrzymuje żaden ludzki organizm:) Jak już coś, całkiem niezłym rozwiązaniem jest praca na pół etatu...
OdpowiedzUsuńI tak też planuję - powoli się uruchamiać ;)
OdpowiedzUsuń