Bajka o tańczącym kocie.
Był sobie kot, który postanowił się oszczędzać. Nie pamiętał już kiedy ani dlaczego podjął tę decyzję, musiało to być bardzo dawno temu. Program oszczędzania miał na celu minimalizację zużycia kociej energii. Na co to było kotu? Kto to wie.
Kot miał za zadanie głównie spać, a gdy nie spał, pilnować, co by się nie przemęczyć.
Ale gdyby tak się dało! Niestety - ciągle ktoś od kota czegoś chciał. Kot też czuł, że musi coś robić ze swoim kocim życiem, więc chcąc nie chcąc otwierał oczy i udawał, że to coś robi. Ale niezbyt mu szło. Myślał tylko o tym, kiedy znów będzie mógł położyć się na swojej poduszce. A gdy już naprawdę musiał się czymś zająć, pił duuużo mleka z kawą. Lecz nawet, gdy koci umysł się ożywiał, wiecznie zmęczonym łapom nie chciało się i tak.
Pewnego dnia kot snuł się jak zwykle po mieszkaniu. Była tam też mała czarownica*, i włączyła muzykę. Kota zazwyczaj takie rzeczy nie ruszały, ale nagle stało się coś dziwnego: zaczął tańczyć, jakby miał na nogach czerwone trzewiczki. A nie był to przecież kot w butach, ani tym bardziej w butach z bajki Andersena. A więc to nie zasługa trzewiczków, tylko jego własnych łap. Łapy tańczyły, przytupywały, niosły go z kąta w kąt tak, że nie mógł się zatrzymać. Tupały, wirowały, skakały. Czy to te same wiecznie zmęczone łapy? Skąd mają tyle siły? I jak to możliwe, że tak im się chce?
Mała czarownica popatrzyła na kota, który dawno temu postanowił się oszczędzać, i powiedziała:
Może chodzi o to, by zamiast gromadzić, pozwolić przepływać. Dawać i brać.
Kot wrócił na swoją poduszkę zamyślony. Wtedy sobie przypomniał. Uciekał. Zeskakiwał po kamiennych stopniach, prowadziły go głęboko pod ziemię. Wpadł do pomieszczenia i zatrzasnął drzwi. To nie było idealne miejsce. Gdy raz się weszło, nie było łatwo się wydostać. Ale za to było bezpiecznie.
Ile już minęło, odkąd je opuścił? Od jak dawna go nie potrzebuje?
Gdy odchodził, zapomniał o czymś ważnym. W kocim osobistym panelu sterowania wciąż był wciśnięty guzik z opcją "przetrwanie". Nadszedł czas, by go wyłączyć. I zacząć żyć.
*ta właśnie mała czarownica we śnie kociego człowieka lepiła z ciasta ludziki. Każdy ludzik miał w sobie cechę, której najbardziej brakowało człowiekowi, dla którego był przeznaczony. Gdy człowiek dostawał swojego ludzika, czuł, jakby sam był bardziej poskładany. Dostawał nadzieję, jakby został stworzony na nowo. Koniec dygresji.
A zatem to dygresyjna bajka o kocim poglądzie na świat :)
OdpowiedzUsuńmoże być tak, a może o tym, skąd się wziął taki pogląd i czy jest wygodny ;)
Usuńciekawa bajka, mam cos z tego kota;)
OdpowiedzUsuńja też :)
Usuńpiękna i mądra bajka :)
OdpowiedzUsuńbardzo do mnie trafia przesłanie, które w sobie zawiera :)
dziękuję, autorko wielu pięknych bajek :) miło mi to od Ciebie słyszeć :)
Usuńten kot to ja tyle że nietańczę ...jeszce ;) fajnie piszesz
OdpowiedzUsuń