Jerzyk od dwóch miesięcy - stosując terminologię autorów Instrukcji obsługi - jest już szkrabem. Oznacza to, że skończyły się czasy, kiedy mówiło się: "Jerzyku, teraz zmienimy pieluszkę i umyjemy rączki", po czym niosło się bobasa na przewijak, przewijało, potem niosło się do łazienki, myło rączki. Obecnie na niepożądane podniesienie w celu przemieszczania szkrab reaguje rykiem, wyginaniem głowy oraz kończyn w mostek, co faktycznie utrudnia manewr, oraz pokazywaniem wszystkich pięciu* zębów w rozwartej w ww. ryku paszczy. I tak jest ze wszystkim, co się szkrabowi nie podoba.
Przy czym zmiana pieluchy zaczęła być problematyczna, od kiedy Jerzyk stał się bardziej mobilny (o tym pisałam tu). Wzraz z wzrostem mobilności wzrósł problem ze zmianą ;) Obecnie ryk i zaczerwienienie jednostki centralnej wywołuje samo położenie na wznak. Celem Jerza jest jak najszybciej znaleźć się na brzuchu, co jak wiadomo stanowi pozycję startową do ucieczki. Naprawdę czas pożegnać pieluchy. Albo przynajmniej zacząć żegnać.
Dziś rano siedzimy na łóżku. Mówię do Jerzyka: "chodź do mamy, będziemy się ubierać". Jerzyk z nieodgadnionym wyrazem twarzy patrzy mi w oczy, cofając się przy tym w stronę dziury między brzegiem łóżka a ścianą. Mówię: "po co tam wchodzisz? To dziura, nie będziesz mógł stamtąd nigdzie pójść". Jerzyk, jak wyżej: siedzi już w dziurze. Próbuje wyjść, więc mu pomagam. Po chwili znów jest w dziurze.
Szkrab Jerzyk lubi książeczki, ale zbyt duża ilość tekstu wydaje mu się zbędna. Za to bardzo mu się podobają ilustracje. W książeczce o Reksiu, którą dostał od kuzynki, próbował pozbyć się kartki z tekstem, która oddzielała od siebie dwie ilustracje. Gdyby nie ta kartka, miałby obok siebie dwa obrazki. Zamiar został w porę dostrzeżony i udaremniony, choć książeczka nie jest już taka sama.
Jerzyk uwielbia bawić się pisakami, które dostał na urodzinki. Malowanie to jednak tylko ich poboczna funkcja. Zresztą szybko mu się nudzi. Ma dość po narysowaniu kilku maziajów. Ostatnio porysował trochę dłużej za pomocą nowej techniki: przyciskania mazaka do kartki, następnie odrywania go. Kartkę zapełniły kropki z ogonkami... Poza tym mazaki są bardzo fajne, bo są poręczne i mieszczą się do każdego sortera. I to z punktu widzenia Jerzyka ich największa zaleta - można je wszędzie wpychać. Z mojego punktu widzenia jednak najważniejsze jest to, że da się je bez problemu zmyć.
Jerzyk chętnie bawi się pchaczem. Ale kto by tam po prostu jeździł w kółko. Prawdziwa zabawa jest wtedy, kiedy ktoś przed nim ucieka. Gdy widzi przed sobą taki obiekt (który gdyby nie uciekł, zostałby przejechany), wydaje tryumfalny okrzyk i rusza. Koty oczywiście uciekają od razu. Ja mam mocne nerwy, czekam do ostatniej chwili.
A dzisiaj w kuchni mieliśmy perkusję. Jerzyk łyżką i widelcem uderzał na przemian w odwróconą brytfankę, metalowe rurki i małą patelnię. Byłam pod wrażeniem.
Nadal bardzo lubi być noszony. Często w kuchni chce, żebym go brała na ręce, bo lubi patrzeć, co i jak się gotuje. Lubi rytmiczną muzykę i zdarza się, że do niej "tańczy", ale gdy tylko widzi mnie albo Marka, chce wskoczyć na ręce - fajniej mu się tańczy z kimś niż samemu ;)
Tak lecą dni ze szkrabem zwanym Szkarbem. Nawet nie wiem, jak to przeleciało, że już ma czternaście miesięcy...
A, i dalej nie chodzi sam ani nawet nie sprawia wrażenia, że chciałby.
* dla ścisłości: zębów jest sześć, ale ten szósty jest jeszcze mało widoczny.
Oj, fajne to było mieć w domu takiego Szkraba. Twój wpis obudził wszystkie moje wspomnienia. A co do przemijania czasu, też nie wiem kiedy on tak pędzi:)
OdpowiedzUsuń