piątek, 13 stycznia 2012

Był sobie chłopiec

Na początku miało być „Najsmutniejsze dziecko świata”, ale to za dużo nawet jak na hiperbolę. Nie wytrzymuje spojrzenia dzieci o oczach wielkich z biedy i głodu albo dlatego, że wychowują się bez swoich rodziców. Ten chłopiec miał dom i rodziców, miał co jeść. W takim razie może coś ze smutkiem, bez stopniowania. Ale jeśli te historie są smutne tylko dla mnie, komuś innemu wydadzą się zwyczajne, nie radosne, ale też nie bardzo smutne? Więc po prostu: był sobie chłopiec.

Chłopiec miał dwa latka. Nie było tam żłobka, a mama miała koleżanki w przedszkolu, więc załatwiła, że przyjęto go do przedszkola. Przedszkolanki mówiły, że chłopiec bawi się najładniej z całej grupy. Inne dzieci wyrywają sobie zabawki, a on bierze zabaweczkę, siada z boku i sam się nią bawi. Podobno najlepiej się bawił, kiedy dzieci szły już do domu, a on jeszcze czekał na mamę – bo wtedy wszystkie zabawki były tylko dla niego. Jego mama martwiła się, że nie poradzi sobie z jedzeniem, i mówiła przedszkolankom, że może trzeba będzie go karmić. Przyszła po niego po południu, gdy akurat dzieci jadły deser, budyń. Patrzy, a tu mały sam zajada łyżeczką. Widzi, jak jedzą inne dzieci, i sam „szufluje”. Trochę rozlewa, ale je.
Panie w przedszkolu mówiły, że ten chłopiec jest najgrzeczniejszy z całej grupy, grzeczniejszy niż każda dziewczyna.
Cuda się zdarzają i ten dwulatek wyrósł na wspaniałego mężczyznę.
Dzielny i najgrzeczniejszy / smutny i samotny chłopiec żyje głównie w powracających jak bumerang opowieściach jego mamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz