Od tygodnia chorujemy. Zaczął Jerzyk, gorączką i katarkiem. Już kiedyś pisałam tu o katarze. Wtedy nazwałam tak nieliczne glutki, które wystarczyło odciągać rano i wieczorem. Po najnowszym doświadczeniu nie wiedziałabym, jak to nazwać, bo chyba prawdziwym katarem nie.
Ten katar to inwazja glutów. Jakiś czas temu zaopatrzyliśmy się w odciągacz do kataru zakładany na odkurzacz. A więc odkurzaliśmy Jerzowi nos, a już po chwili znów nie mógł oddychać. Najgorsza była noc z piątku na sobotę. Nie wiem, ile razy wstawałam, odkurzałam nos Jerza, dawałam mu pić, układałam i nie mogłam zasnąć, słuchając, jak rzęzi. W pewnym momencie spojrzałam na zegarek i okazało się, że już szósta.
Już trzy razy byliśmy u lekarzy. Pierwszy raz w środę, Jerzyk jeszcze wtedy prawie nie kaszlał, pani doktor potraktowała nas niefrasobliwie. Drugi raz w niedzielę wieczorem. Bo od czwartku Jerzyk kaszlał jak gruźlik, na pewno nie była to trzydniówka, od tylu dni faszerowaliśmy dziecko czopkami i panadolem, a znów miał gorączkę - i spanikowałam. Miła młoda pani doktor obejrzała i opukała Jerza dokładnie i z każdej strony i powiedziała, że ten straszny kaszel powodują spływające gluty, ale oskrzela są czyste. Stwierdziła, że jest wytrzymała psychicznie i nie dała antybiotyku, ale kazała iść do kontroli. Poszedł więc Marek dziś (jako mniej chory z nas dwojga) i w końcu Jerz dostał antybiotyk. Mam nadzieję, że historia choroby na tym się skończy.
My też jesteśmy chorzy. Marek niewyraźny i podgorączkowy, mnie piekielnie boli gardło i nie mogę mówić. Jak na ironię właśnie dziś dostałam ileś tam darmowych minut od mojego operatora, ponieważ już ileś tam jestem w sieci. Mogłabym gadać do woli.
Na całe szczęście jest u nasa babcia Krysia. Dzięki temu mamy co jeść.
Dni snują się sennie i ponuro. Jerz dużo śpi i my też odsypiamy nocki. Choróbsko otępia nasze zmysły, jemy bez smaku i bolą nas głowy od spania w dzień.
Marek ujął to tak:
- To był dłuuuugi weekend.
Takie to skutki zimy bez mrozu.. My też jesteśmy całymi dniami nieprzytomni:/ Zdrowiejcie moi kochani, cmok cmok cmok ;))
OdpowiedzUsuńtak właśnie, przydałoby się trochę mrozu i śniegu, co nie? Buziaki Paszczaki!
OdpowiedzUsuńOMG, triple combo! :-( trzymajcie się ciepło biedaki, myślę o Was
OdpowiedzUsuńwspółczuję zdrowiejcie szybko! U nas jest mały katar (oprócz mnie), mam nadzieję, że nie będzie nic więcej. A zaczęło się od Łukasza oczywiście, podobno u nich w pracy przynajmniej połowa osób jest chora i siedzi w pracy na antybiotykach. Ale ta pogoda jest straszna... :/ Na moim forum bliźniakowym króluje temat "Gdy dzieci doprowadzają do szału" Chyba większość dzieci i rodziców ma kryzys w tą zimę. Dobrze, że mam nianię na 5 godzin... Z tym kaszlem to jest głupio - można iść 4 razy do lekarza i powie, że kaszel jest od kataru, a za piątym razem (mimo, że dla mnie kaszel jest taki sam) powie, że to zapalenie płuc :/
OdpowiedzUsuńGdy dzieci doprowadzają do szału... hmmm ;) powiem tyle, że Jerzyk jeszcze nie śpi, gada i wszystko go wkurza. Ta lekarka z niedzieli właśnie tak powiedziała, że długo kaszel może być ok, a nagle się to zmienia, dlatego trzeba kontrolować. Ja też od dziś na antybiotyku... bo domowe sposoby jednak nie pomogły. Pozdrowienia dla wszystkich, trzymajcie się zdrowo!!!!
OdpowiedzUsuńI wcale nie prawda,ze teściowe przynoszą diabli w waszym przypadku babcię Krysię zesłały anioły babcia Ewa(też teściowa)
OdpowiedzUsuńNo nie byłabym taka pewna - biorąc pod uwagę okoliczności, które sprowokowały babcię Krysię do przyjazdu. Ale dla nas wyszło na dobre. Przynajmniej pod względem odżywiania, co w czasie choroby jest ważne. Buziaki :*
OdpowiedzUsuń