poniedziałek, 26 grudnia 2011

Święta Światła

Święta w pełni. Po gorączce przygotowań, konsumujemy, co przygotowaliśmy.
Jesteśmy u babci, Misi i Paszczaka. Jerzyk szaleje z pchaczem. Od niedawna udaje mu się utrzymywać równowagę, stojąc.
Wigilia była troszkę zwariowana. Mieliśmy do kupienia jeszcze dwa prezenty, poza tym pakowanie (się), i tak wyjechaliśmy po 17. Nie mogli się nas doczekać i zaczęli jeść. Gdy dotarliśmy, czekała nas cała kolejka ludzi do podzielenia się opłatkiem Paszczakowy brat życzył, żeby Jerzyk wyrósł na równie fajnego dużego człowieka, jakim teraz jest fajnym dzieckiem. Widział go pierwszy raz, poznał się ;) I dużo innych miłych życzeń było - nie sądziłam, że przy takiej ilości osób, z których nie wszystkie się dobrze znają, może być tak wzruszająco. Bo byli Ciocia Ogórkowa (jak zazwyczaj) i jeszcze mama i brat Paszczaka.
Gdybym jak najzwięźlej miała nazwać istotę tych Świąt, to powiedziałabym, że to Święta światła. I ewangelicznie to, bo Dzieciątko zostało nazwane światłością, która przyszła na świat. I tak po ludzku - światło to ważny element tych dni. W wigilijny wieczór spieszyliśmy się na wieczerzę, mijaliśmy światła w oknach, błyszczały lampki choinek, jarzyły się kolorowe łańcuchy na domach i balkonach. Smutno wyglądały w czarnej nocy, lepszym tłem byłaby dla nich biel śniegu na drogach, dachach, gałęziach. Mimo to uderzyło mnie, jak bardzo staramy się rozświetlić te najczarniejsze dni grudnia, kiedy dzień już niby się wydłuża, ale jeszcze jest właściwie najkrótszy. Ktoś mógłby powiedzieć, że chrześcijaństwo nałożyło swoją nakładkę na prastare zwyczaje, w których ludzie świętowali odrodzenie się słońca. A ja pójdę za Lewisem i jego stwierdzeniem, że "mit stał się faktem". Czyli w to, co ludzie od zawsze postrzegali jako coś niezwykłego, godnego świętowania, wszedł Bóg i nadał temu ostateczne znaczenie. Rytm przyrody, nasze odczuwanie go, nie jest czymś zewnętrznym, oderwanym od obecności Boga. Przeciwnie, jest przygotowaniem na przyjęcie Go. On w tym jest, Emmanuel, Bóg z nami.
Wszystkim Wam, drodzy Czytacze, którzy tu zaglądacie, życzę Światła, dobra, miłości płynących z tych Świąt. Niech ogrzeją i rozświetlą zimowe dni, które jeszcze przed nami, niech wystarczy ich na cały kolejny rok (na pewno wystarczy, jeśli odnajdziemy ich źródło - albo chociaż będziemy go szukać). Tego nam wszystkim życzę.


PS A jeśli chodzi o prezenty, jeden z nich przybył do Jerzyka stąd i można go zobaczyć tutaj (mięciutki cieplutki biały pled w różowo-zielone kwiaty).

4 komentarze:

  1. bardzo ciekawy wpis! :) nie mogę za bardzo odnaleźć się w religijnym sensie Bożego Narodzenia, spora część opowieści o narodzeniu Jezusa powstała na bazie ówczesnej mentalności. Ludzie uważali wtedy, że narodzinom wielkich postaci muszą towarzyszyć różne znaki, proroctwa... Zastanawiałam się wczoraj nad przejmowaniem przez chrześcijan świąt rzymskich, żydowskich - związanych ze zmieniającą się przyrodą. Wydaje mi się, że istnieje jedno, najważniejsze dla chrześcijan święto, które jest zupełnie rewolucyjne, nie opiera się na wcześniejszych zwyczajach- a jest to każda niedziela. Benedykt XVI pisał w drugiej części "Jezusa z Nazaretu", że świadectwo o zmartwychwstaniu Jezusa było tak silne i było to tak ważne wydarzenia, że pierwsi chrześcijanie - Żydzi, odchodzili od świętowania szabatu na rzecz niedzieli. Dla mnie w tym momencie niedzielna liturgia stała się ważniejsza od świąt, nabożeństw, bo tylko w niej mogę się jakoś odnaleźć religijnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe co piszesz o niedzieli. Ale z drugiej strony Grecy też świętowali zmartwychwstanie Dionizosa... Zmartwychwstający Bóg to nie "oryginalna" chrześcijańska "idea". Więc nie wiem, czy od naleciałości kulturowych uda nam się uciec. Zwłaszcza że - jak w opowieściach o narodzeniu - nie jesteśmy w stanie precyzyjnie odsiać tego, co wynikło z mentalności ludzi, z konwencji literackiej... a co się tam wydarzyło naprawdę? A gdyby Bóg chciał, by narodzinom Jezusa towarzyszyła gwiazda... przecież mógłby to zrobić ;) Myślę że te teksty bardziej trzeba właśnie czytać przez pryzmat tego, co nam chcą powiedzieć o Jezusie.
    A poza tym bardzo polecam lekturę eseju Lewisa, ja to strasznie spłyciłam ;) Po polsku jest w zbiorze esejów "Bóg na ławie oskarżonych".

    OdpowiedzUsuń
  3. chętnie bym od Ciebie pożyczyła tę książkę (jakim cudem nie wypatrzyłam jej na półce?) :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety nie posiadam! "Mit stał się faktem" czytałam kiedyś na zajęciach... i mam xero, heh.

    OdpowiedzUsuń