środa, 4 kwietnia 2012

Noce i dnie

Noce ciemne, straszne, sen krótki, przerywany. Znów krzyk. Czopek nie pomógł. W półśnie przytulam Jerza. W półśnie próbuję go ułożyć. W półśnie przekładam go po raz setny, bo znowu położył się w poprzek łóżka albo próbuje wryć się głową w ścianę (na szczęście jest poduszka). To nasz prywatny thriller. Jerzyk ząbkuje. To już chyba z czwarta taka noc.
Dnie zaczynają się późno, bo odsypiamy - przynajmniej ja i Jerzyk. On ma katar, przez dwie noce miał też wyższą temperaturę, ale to musiało być od zębów. Ja mam katar. I też miałam gorączkę. Bo mnie zawiało w pewien niedzielny wieczór. Nienawidzę kataru. Strasznie mnie otępia. Dziś już było lepiej. Udało mi się ogarnąć trochę materię, nieidealnie, ale zawsze coś.
A oprócz tego:
Jerz ma nową fascynację - prysznic. Za każdym razem, jak jesteśmy w łazience, puszczenie wody z prysznica jest wysoce pożądane. Akcje jednych sprzętów rosną, innych maleją. Mop jest wśród tych drugich. Może dzięki temu jutro spokojnie umyję podłogę.
Niesłabnącą popularnością cieszy się u Jerza gotowanie. Zrobił np. zupę z marchewkowego soku, który miał wypić. Zamiast tego zawartość kubeczka wylądowała na patelni w szufladzie z garnkami, gdzie była mieszana i konsumowana za pomocą podebranej wcześniej dużej łyżki.
Najnowsza umiejętność: tańczenie na własnych nóżkach. Dotychczas, gdy Jerzyk słyszał jakiś pobudzający do tańca rytm, natychmiast wyciągał łapki, żeby wziąć go na ręce. A dziś pokazywałam mu, jak się tańczy samemu, jak można tupać - i tak mu się spodobało, że parę razy nie mógł wyhamować.
A, i jeszcze przytula się do pleców. Jak jestem na parterze, na jego poziomie, podchodzi do mnie z tyłu, łapie za szyję i przytula się. Miły szkrab. (Najmilszy, jakiego znam ;)).
I w ogóle byłoby tak miło, gdyby nie te bolące rosnące zębiska.
I gdyby nie katar.

2 komentarze:

  1. Ojej, współczuję tych nieprzespanych nocy. To jest właśnie moim zdaniem najtrudniejszy punkt związany z posiadaniem dziecka, moim zdaniem. A potem dnie, gdy się jest jak chodzące zombie...Czasem, gdy sobie myślę o drugim dziecku, problem nocek i np jednoczesnego powrotu do pracy wydaje się dla mnie nie do przeskoczenia... Dużo wytrzymałości życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki ;) Ogólnie da się przeżyć, jeśli dzidź budzi się tylko na jedzenie. Ale godzina wyjęta z nocki na uspypianie i utulanie płaczącego z bólu malucha, to prawdziwa masakra. Na szczęście na razie mamy znów spokój.

    OdpowiedzUsuń