Jestem mamą starego, 17-miesiecznego dzidzia. I ponieważ dziś dzień Jerza, czas się nim znów pozachwycać.
Didź już biega, czasem pędem. Czasem trudno za nim nadążyć.
Dzidź mówi mama i tata. Chociaż mama zdarza mu się mówić do innych fajnych osób, czyli częstokroć do taty, a kiedyś do Ka. Wciąż jednak najbardziej lubi własny język. Uczę się od niego nowych słówek. Jak kiedyś usłyszycie ode mnie np. "bejko-bejko", nie pytajcie, co to znaczy. Po prostu bejko-bejko.
Dzidź jest kontaktowy. Ma fazę zaufania do ludzi. Z reguły nie boi się nowych miejsc. Dziś w nowym miejscu znalazł sobie nowego kolegę. Biegali razem po całej knajpce, rycząc do siebie. Sprawiali przy tym wrażenie, że świetnie się rozumieją. Knajpka na szczęście przystosowana dla rodziców z dziećmi. Po dzisiejszym uznałam, że panie z tej knajpki pracują w ekstremalnych warunkach. Ale, wracając do zaufania, nie każdemu powie od razu papa (bo witać to się jeszcze nie wita wcale). Musi najpierw przemyśleć, czy tego chce.
Dzidź ma fioła na pukcie komputera. Teraz prawie nigdy komputer nie jest przy nim włączony, bo i tak nic się nie da na nim zrobić. Ale jeśli przypadkiem coś potrzeba i jednak się go włączy, Jerza nie da się odciągnąć bez tragedii. Ostatnio prawie się to skończyło reanimacją, bo było to wieczorem, a zmęczony Jerz ma krótszy lont. Gdy kompa wyłączyłam, tak się rozpłakał, że zaczął się zanosić, prawie wymiotować, krztusić... masakra. Więc w ciągu dnia prawie nie włączam komputera.
Dzidź w dalszym ciągu nad ranem śpi z nami, bo w dalszym ciągu jest nieanonimowym mlekoholikiem. Albo cyckoholikiem. W każdym razie bywa z nim zabawnie. Kilka dni temu obudziłam się i zobaczyłam, że Jerzu leży odwrócony o 180 stopni, czyli głowa w stronę naszych nóg. Leży na plecach, kopie girami i się śmieje.
A wczoraj miałam taką pobudkę, że od razu dostałam adrenaliny. Bywa, że Jerzyk obudzi się pierwszy. Bywa, że spełznie z łóżka i rusza na łowy. I przychodzi do mnie ze swoimi zdobyczami. Staram się mu to utrudnić i nie zostawiać w zasięgu rączek nic, co by mógł zjeść, stłuc etc. No ale czasem coś przeoczę. I oto budzi mnie Jerz uchachany, obracając w łapkach coś, co wygląda jak brązowy bobek. Mam koty, więc co mogłam pomyśleć? A w rodzinie już było dziecko, które spróbowało zjeść bobka (własnego, wypadłego z pieluszki). Mając to wszystko na uwadze zrywam się, patrzę, czy nie ma nic w buzi, i wreszcie przyglądam się domniemanemu bobkowi. I ufff. To był kawałek galaretki w czekoladzie. I nawet go nie zjadł, tylko tak się bawił.
Mamy za sobą kilka cudownych spacerów. Jerzu puszczony na wolną przestrzeń biegnie, zachwycony powietrzem, światłem, wolnością. I tym, że może biec, uderzać stópkami w ziemię, i że tyle przed nim i nad nim... aż i mi udziela się ta radość z życia, zachwyt nad światem wokół.
Prześmieszne robi Jerz miny. Twarz niemowlęcia jest jak otwarta książka. Jak się wkurzy, wcale tego nie ukrywa. Nie martwi się, że gęba mu się wykrzywia. Jak się nad czymś zastanawia, poważnieje, robi się jakby trochę nieobecny. Uroczo się śmieje. Ale nic, ale to nic nie przebije miny cwaniura. Ma ona miejsce wtedy, gdy Jerzykowi da się coś, co go interesowało. Buźka mu się rozjaśnia, zębiska się ukazują, oczki wpatrują się w pożądany przedmiot z radością i tryumfem - "ha! nareszcie mam".
Dzidź coraz lepiej tańczy i przytupuje. Nauczył się ostatnio obracać wokół własnej osi. Patrzyliśmy na to z Markiem i baliśmy się, że się chłopak tak skołuje, że wyląduje na ścianie. Ale na szczęście tym razem obyło się bez wypadku.
I taki jest już duży. Przyjrzałam mu się przy którymś karmieniu i stwierdziłam, że kiedyś był taki malutki, jak jego jedna noga. Tzn. na długość. A teraz takie toto ma ręce i nogi długie. Rozpycha się nimi i kopie.
Ale też cudnie się przytula. Uwielbiam nasze tańce-usypiańce.
Przyjemnie jest z dzidziem, przyjemnie. Dlatego hedonistka ;)
a nie napisałaś,że Dzidź mnie poznaje,jak mnie widzi( w komputerze!)i chyba mnie troche lubi,bo po namyśle zrobił mi papa i przesłał całuska.jak powiedział Jasiek"wyrośnie na pięknego,dużego i mądrego chłopaka z północy".buziaczki kochani
OdpowiedzUsuńAno, poznaje ;) Dzięki, buziak!
UsuńPrzeczytalam pierwsze zdanie i sie usmialam :)
OdpowiedzUsuńMoj Dzidz tez robi sie stary, starzeje sie szybciej niz ja. Ekscytacji komputerem nie rozumiem, u nas tez powoli sie zaczyna ta faza niestety.
A kotow w domu przeokrutnie zazdroszcze! Kocham kociska!
Wszystkiego dobrego dla starego Dzidzia i Mamy
Trochę przesadziłam z tym "stary". No ale taki nowy całkiem też już nie jest ;)
UsuńKompouter - bo u nas do momentu, kiedy kupiliśmy radio, muzyka leciała z kompa i całymi dniami był włączony. A dzieci szybko łapią, że to coś fajnego. Koty bardzo fajne do mieszkania w bloku. Młody ma radochę. Tylko koty przy nim przeżywają ciężkie chwile.
Buziak!