niedziela, 27 stycznia 2013

Zły Jerz

Dziś miał miejsce historyczny dialog. A było to tak:
Marek i Jerz oglądali w telefonie filmik z naszymi wygłupami na śniegu. Jak to z Jerzem bywa, jeden raz nie wystarczył, trzeci i piąty też nie. W końcu Marek dał mu sprzęt do łapek. A gdy filmik się skończył, Jerz się wnerwił, i rzucił telefon na podłogę. Wtedy Marek zabrał swoją zabawkę, a Jerz wpadł w ryk.
Wzięłam go na ręce i po serii okrzyków "meme!" oraz niezrozumiałych, porozmawialiśmy tak:
- Jerzyk zły! - płacze Jerz.
Ja (w lekkim szoku, licząc na więcej wyznań):
- Co się stało, że Jerzyk jest zły?
- Tata! zabrał! telefon!
- Jesteś zły, bo tata zabrał telefon. Co się stało, że tata zabrał telefon?
Jerzyk nic nie powiedział, ale trochę się uspokoił. Dał mi przestrzeń. Więc powiedziałam, że tata zabrał telefon, bo Jerzyk go rzucił na podłogę, a tata nie chce, żeby telefon był popsuty.
Gdy skończyłam, Jerzyk nie płakał, wyrwał się z moich rąk, nie wspominając więcej o meme. Za to z okrzykiem "rodzyny!" udał się w kierunku drugiego śniadania.
Amen.

Mój szok wynika z:
1. Jerzyk nazwał emocje.
2. Jerzyk powiedział polskimi słowami, co wywołało te emocje.
3. uspokoił się niespodziewanie szybko. Jakby to, że byłam z nim w złości, bez zaprzeczania, bagatelizowania czy uspokajania, dało przestrzeń na zrozumienie sytuacji, i złość odeszła.

Pierwszy raz moje dziecko nazwało swoją złość. Pierwszy raz porozumieliśmy się w taki sposób. Dalej jestem w szoku, mega pozytywnym!

PS Myślę, że odegrała tu rolę pewna zabawa, która chwilami już zaczynała mnie irytować i wtedy odmawiałam uczestnictwa ;) Zabawa pt. "mama zła" albo "mama płacz". Jerzyk wydawał mi te polecenia, a ja miałam udawać, że płaczę albo że jestem zła. Zaczęło się przypadkiem od "zła". Podczas ostatniej choroby Jerz nie chciał wypić syropu z cebuli, który normalnie bardzo lubił, bo podejrzewał, że chcemy mu podać apteczny. I było tak: siedzimy bardzo blisko siebie, Jerz i ja, a Marek trzyma łyżkę z syropem. Już zwątpiliśmy, i mówię Markowi, że w takim razie piję ja. Marek już-już mi podaje, lecz w ostatniej chwili skręca do Jerza, a Jerz zadowolony z psikusa - chaps! Zaczęłam wtedy udawać, że jestem bardzo zła, że Jerz mi wypił syropek. Jerz miał niesamowitą radochę i od tej pory za każdym razem w taki właśnie sposób zażywaliśmy ów specyfik. Jerz potrafił odgrywać "mnie, gdy jestem zła" - wszystko z chichami, więc byłam spokojna, że jest bezpiecznie ;) Później przyszedł pomysł, żeby płakać, po czym Jerz mnie pocieszał, przytulając i głaszcząc po głowie. Zdarzało mu się nawet mnie uderzyć, żebym płakała (z pogodnym obliczem: "Zaraz... będzie... płakała" - i buch), co mi się już nie podobało. Częstotliwość tych zabaw była spora. I chwilami mnie niepokoiły, miałam się nawet radzić tu i tam czy to normalne, czy inne dzieci też tak się bawią. 
A dzisiaj pomyślałam, że on po prostu poznawał emocje ;)
(Ale będzie miło, jeśli napiszecie, czy znacie te "zabawy" z autopsji ;))

6 komentarzy:

  1. O jaaaa. Mamy to samo!
    Igul też mi każe plakać, smiać się.
    O sobie mówi, że jest smutny lub się cieszy. Prawie nigdy nie odpowiada twierdząco na pytanie, czy się złości.
    Rozpoznawanie emocji to milowy krok...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      u nas nie ma "śmiej się". mam nadzieję, że nie dlatego, że Jerz już rozpoznał, które emocje są najbliższe depresyjno-cholerycznej mamusi ;)

      Usuń
  2. ależ mi się podoba ta historia :) i tak sobie myślę ile to jeszcze przed nami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) i przed Wami i przed nami pewnie jeszcze dużo ;)my w każdym razie codziennie mamy okazję, by przećwiczyć nową umiejętność, jaką jest nazywanie złości ;)

      Usuń
  3. no czad! Moja coraz częściej nazywa co chce co nie. Dzisiaj zaczeła krzyczeć przy pójściu do wanny, na co ja się trochę zdenerwowałam i mówię przecież neiweim o co chodzi powiedz mi po prostu ( empatyczne nazywanie co widze akurat niedawało rezultatu i sie wnerwiłam) na co ona mega stanowczo z zacisniętymi piąstkami" bo ja nie chce myć zębów i sie wycierać, nie chce słyszysz?!!". Może jestem dziwna ale mnie to ucieszyło. A co do twojej neurotyczno-depresyjnej natury którą jak wiesz i ja posiadam to cóż dzieciaki widzą więcej niż myślimy. Dzisiaj A. chchiała obejrzeć kolejną bajkę a jako że jestem chora i sie źle czuje to czułam że neimam siły sie przekomarzać empatycznie czy nie i mówię tylko " niechce żebyś juz oglądał juz dość , denerwuje mnie kiedy tak nalegasz!nie mam siły" A. usiadła na łóżku poklepała poduszeczke obok siebie i mówi " choć połóż sie tu , prześpij i nie będzie nic denerwować !!";)no cóż z pewnością wie co jest mamy hobby ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobre z Twoim hobby ;)
      oni zazwyczaj wiedzą, czego chcą, tylko czasem nie wiedzą, czego potrzebują ;)

      Usuń