czwartek, 24 stycznia 2013

Humor rodzicielski, czyli Jerz-mówki

Humor rodzicielski to jest coś, co nieraz pewnie pojawiało się na tym blogu. To coś, co jest prawie zupełnie nieśmieszne, cieszy jedynie wąskie grono odbiorców, do którego należą: rodzice słodkiego bobaska robiącego te wszystkie śmieszne rzeczy, jego bliscy krewni (najczęściej ci, którzy widzą w nim jakieś swoje geny), z niespokrewnionych - inni rodzice, którzy potrafią wyobrazić sobie tę słodycz na podstawie własnych doświadczeń, z niedzieciatych - wyjątkowo empatyczne jednostki.
Poniżej mordercza dawka humoru rodzicielskiego, na podstawie co ciekawszych rozmów z Jerzem z ostatnich dwóch (tak! notowałam pokątnie!) miesięcy.


Pytam zachęcająco:
- Kto pomoże mi wieszać pranie?
Odpowiedź błyskotliwa acz bezlitosna:
- Mama... sama.

***
O nieogolonym Marku: tata... jeż.

***
Ubieramy się, tzn. Jerzyk ogląda książeczkę, a ja go ubieram. Przerywa milczenie spokojnym, melodyjnym tonem, stwierdzając:
- Mamusia... fak... mówiła.
Uszom nie wierzę. Ale powtórzył jeszcze ze dwa razy, żeby nie było wątpliwości. Poczułam się niesprawiedliwie napiętnowana. Naprawdę bardzo zwracam uwagę, co przy Jerzu mówię. A "o fak" wyrwało mi się ze dwa razy, i to wcale nie do niego. Ach, tryb nagrywania i odtwarzania, jak to ujęła Matka Kwiatka.

***
Styczniowa sobota, pierwsza po ubraniu choinki. Z trudem się budzimy, gdy Jerz tupta już do pokoju. Po chwili słyszymy odgłosy szamotania i:
- PSIK! PSIK! POKÓÓJ!!!
Co robić, wstajemy, bieżymy tam.
Choinka oczywiście leży, spłoszone koty chowają się po kątach.
- Jerzyku, kto przewrócił choinkę?
- Yśka! Wajatka.
"Wariatka" to też moje, tak, nazywam tak tego kota. Tu na marginesie dodam przyczynek do charakterystyki tych zwierząt. Gdy Ryśka śpi pod choinką, zwija się w kłębek i dopasowuje się idealnie. Czy wskakuje, czy się usadawia, czy zeskakuje, choinka jak stała, tak stoi. Gdy tylko Blanka usiłuje wleźć pod choinkę, choinka spada. Czołg, po prostu czołg.

***
Wyznanie rozczulające serce ojca, który wrócił z pracy, został olany przez potomka i usiłując zwrócić jednak na siebie uwagę, spytał zajętego czymś bardzo ważnym syna:
- Kto ja jestem?
- Tata. Majuś.

***
Od czasu do czasu czytamy książeczkę Agnieszki Frączek pt. Banialuki. Ostatnio mówię Jerzowi, że na jego koszulce jest Laki Luk. Powtarza za mną, a po chwili stwierdza: Bania Luk. I tak już zostało.

***
Rozmowa prawie filozoficzna w styczniowy poranek, przy śniadaniu.
- Jasno - stwierdza Jerz.
Wyglądam przez okno. Mgła wisi jak mleko z kożuchem. Więc usiłuję nieznacznie osłabić jego entuzjazm:
- Ale nie ma słońca.
- Zgasło?
Hmm? Przecież to oczywiste, że jak mówię "nie ma", to wcale nie znaczy "nie ma" ;)
Ale gładko wybrnęliśmy:
- Słońce jest, tylko za chmurami.
- Schowało?
Bingo :)

***
Jerzyk ma radar na ekologiczne jedzenie, stwierdzam. W zeszłym roku miał fazę na ziemniaki, jak przywieźliśmy swojskie od wujka Romka. Potem szał minął. A teraz znów wujek dał ziemniaki, i Jerz potrafił zjeść na podwieczorek dwa ugotowane na parze. Przy czym czekał dwadzieścia minut, aż ten drugi się zrobi. Jerzyk bardzo lubi też rybę, też na parze. I przy takim ulubionym obiedzie wrzeszczy naraz cienkim głosem:
- JEDZ! ZIEMNIAKI!
Patrzę na niego, o co chodzi? Skąd mu się to wzięło? Tak to nie krzyczymy.
- Jerzyku...???
- MAMA! JEDZ! ZIEMNIAKI!
Następnie po wchłonięciu dwóch trzecich filetu z dorsza rozdzierający krzyk:
- JESZCZEEEE!
Dla takich chwil warto stać przy garach, nawet jeśli to tylko wrzucenie ryby na parę ;)

***
Jerzyk odrywa się od meme skrzywiony:
- Ząbek... boli...
Więc my:
- Ale gdzie? Otwórz paszczę! Tata zaraz przyniesie gryzaczek! Pomasować ci dziąsełko? Ugryź sobie chlebka!
Na co on, kierując się do drugiego meme:
- Drugie... meme... pomaga...
Moje kompetentne dziecko :P

***
Oba meme.
Tę tajemniczą konstatację pozostawię bez komentarza.

***
Przychodzi do mnie Marek i oznajmia:
- Już wiem, kto tu przychodzi, jak mnie nie ma. M. mi powiedziała, że Jerz się wygadał.
- ???
- Bo jak zadzwonił dzwonek [dzwoni zawsze, gdy ktoś kodem otwiera domofon, stąd wiadomo np., że tata wraca] i spytała Jerza, kto idzie, to powiedział: sąsiad.
Hmmm. Zazwyczaj Jerzyk zawsze mówi: tata, nawet jeśli to rano i dzwonią akurat świadkowie Jehowy albo roznosiciele ulotek. Tego dnia jednakże spotkaliśmy na klatce sąsiada i Jerzyk poznał to słowo.
Ale wsypa :D

I jak, uśmialiście się, że boki zrywać? :P
Ja tak :)
No bo to mój osobisty rodzicielski humor jest, no!

9 komentarzy:

  1. Mamusia fak mówiła. :-)))))) Przebiło wszystko! Gumowe uszy mają te dzieci!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie! Mój jeszcze nie gada, ale intonacją głosu potrafi takie perły wydać, że chowaj się, kto może :D Więc wyobrażam, co będzie w przyszłości. Z kolei, mam już dwóch dorosłych dzieci, więc to i owo jeszcze z tamtych czasów pamiętam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mama...Sama...

    Prawie spadłam z krzesła :D

    OdpowiedzUsuń
  4. ROZMOWY KONTROLOWANE? a w ogóle,to ja też się ubawiłam.buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  5. i tak ma być :):):) jak fajnie, ze to spisujesz :) moja Madziuleńka jest na etapie, powtarzania prostych słów, już sama coś tam potrafi, np krzyczy za Judytką "Di-di-ta do stouu' :))))) Ech...

    Dziękuję Ci bardzo za książki, muszę szczerze przyznać, ze bardzo czekałam na znak od Ciebie. Jutro wędruję do biblioteki, chętnie je przeczytam i dam znać, mam nadzieję, ze któraś zagości na mojej półeczce :):):)

    Serdecznie pozdrawiam Jerza i rodziców Jerzowych, skutecznie uchachanych :):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, jeśli choć trochę pomogłam, a póki nie masz książek to zajrzyj jeszcze na bloga "W świecie Żyrafy". Tam sporo jest ciekawych rzeczy!

      Usuń
  6. czuję do Jerza ogromną sympatię. myślę, ze chłopaki znalazłyby wspólny język NATYCHMIAST :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z tym różnie bywa, dzieci są nieobliczalne pod względem sympatii czy antypatii... ale zawsze można to sprawdzić ;) jak byście byli na jakimś urlopie to zapraszamy ;)

      Usuń
  7. Rewelka! On jest genialny :D

    OdpowiedzUsuń