sobota, 14 kwietnia 2012

Przy mierzeniu butów

Byliśmy dziś z Jerzem w sklepie, co by kupić mu półbuty. I niechcący staliśmy się świadkami mierzenia butów przez rodzinkę obok nas.
Może mierzenie butów z ruchliwym dzieckiem jest dla kogoś sytuacją stresującą. My jakoś dawaliśmy radę. Należało złapać Jerza, włożyć mu butki, po czym puścić, by on puścił się pędem i przetestował obuwie.
Następnie należało go złapać, przynieść do półek z butami, zdjąć butki. Czynność powtórzyć. Dzidź specjalnie nie protestował, potrafił usiedzieć chwilę na kolanach. Generalnie, było całkiem zabawnie.
U państwa obok było dość nieprzyjemnie. Chłopczyk był kilkuletni, może nawet sześcio-siedmioletni. Też dosyć ruchliwy, co bardzo denerwowało rodziców. Nie chcę tu oceniać i porównywać, że u nas było tak fajnie, bo rozumiem, że różnie może być i różnymi rzeczami może się rodzic zestresować. Inne dzieci, inne problemy. I też wiem, że sama nie jestem mamą idealną. Jednak to ciągłe, pełne agresji karcenie dziecka zestresowało nawet nas, nad którymi ci państwo nie mieli przecież żadnej władzy. Dziecko wciąż było upominane, by siedziało spokojnie, nie ruszało się i nic nie dotykało. Agresja w głosach, na twarzach i w nerwowych ruchach rodziców. Rozwaliły nas zwłaszcza dwa teksty tatusia:
- Później się z tobą policzę.
- Jak będziemy w domu, to dostaniesz odpowiednią karę.
Na co chłopczyk:
- Tatusiu, ale ja nie chcę kary...
(Zastanawiałam się, czy w takiej sytuacji powinno się reagować, ale jak to zrobić, by nie pogorszyć? Mam taki lęk, że gdy zwróci się uwagę agresywnemu rodzicowi, to on jeszcze bardziej wyżyje się na dziecku, i to na moich oczach, żeby mi pokazać, czyje to jest dziecko i kto tu rządzi. Więc nic nie powiedziałam...)
Wiem, że Jerzu jest jeszcze mały. Więc może nie rozumiem, dlaczego ci państwo tak się zdenerwowali. Wiem jednak, że niezależnie od tego, jak bym się wkurzała, takich rzeczy się nie mówi i nie robi.
Poza tym, będąc osobą postronną, naprawdę nie stwierdzam, by ten nadpobudliwy - jak by wynikało z upominań rodziców - chłopczyk mi w czymkolwiek przeszkadzał. Zdaje mi się też, że mienia cudzego nie niszczył i nie przywłaszczał. I chyba pozwalał sobie zakładać te buty. Pewnie się zastanawiał, za co właściwie ma być ta kara.
Ciekawość, czy zdaniem tych rodziców on rzeczywiście był zbyt ruchliwy? Czy raczej myśleli oni, że to "inni" patrzą na niego i myślą, jakie niewychowane dziecko. Gdy zaczynam patrzeć na siebie i Jerza oczami "innych", tracę z nim kontakt. Przestaję go słuchać. Przestaję szukać naszego rozwiązania trudnej sytuacji. Mogę zrobić coś głupiego, naruszającego jego granice.
Więc może oni też właśnie tak. I cała ta surowość była na pokaz. Że niby oni tego malca tak krótko trzymają i to naprawdę nie ich wina, że on taki nieznośny. Mam nadzieję, że święta konsekwencja nie była ich mocną stroną, zwłaszcza tego tatuśka. Ale co się chłopczyk musiał nazastanawiać, za co kara, jaka kara, kiedy kara, to jego.

2 komentarze:

  1. hehe ewidetny stres rodzinki, co to ludzie powiedza? tatus zaczyna sie wstydzic , a brak kontorli nad dzieckiem ktore nie ma pojecia co sie dzieje zwieksza tatki zlosc;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :) zostawiłeś ślad ;) btw myślę że z Waszym młodym Smokiem też może być wesoło w sklepowych sytuacjach :D on też z tych żwawszych. pozdrowienia dla Was!

      Usuń