poniedziałek, 20 lutego 2012

Przepis na Tatry dla lamerów

Jechać w Tatry można na różne sposoby. My dziś przetestowaliśmy sposób lamerski, niemniej przyjemny. Gdyby ktoś chciał spróbować, oto prosty przepis:
1. Wstać rano o siódmej. Jednak wyjść z domu nie wcześniej niż o 11.50.
2. Ubrać się odpowiednio. Nasz dzisiejszy strój to lamer-górski lanser, czyli jak najbardziej górska kurtka i górskie buty. To w odróżnieniu od lamerów, którzy wchodzą na Rysy w sandałach.
3. Wybrać odpowiednie trasy. Takie, żeby się nie wysilić, ale zobaczyć jak najwięcej gór. Godne polecenia widoki są z Wierchu Rusińskiego w Bukowinie Tatrzańskiej, tam też się udaliśmy.
4. Nie przesadzać z długością spaceru, gdy zbliża się pora obiadu. Nasz spacer trwał tylko godzinę i pozostawił niedosyt... z drugiej strony 14.20 to najwyższy czas na większe co nieco. Niedosyt duchowy przegrał z niedosytem żołądkowym.
5. Udać się do najbardziej polecanej w internecie knajpki (jakość vs cena ;)) i stwierdzić, że rzeczywiście jest ok. Spędzić tam półtorej godziny na obżarstwie oraz testowaniu wytrzymałości elementów wyposażenia wnętrza (Jerzyk).
6. Łapania widoków ciąg dalszy. Udać się na Głodówkę. Sycić oczy panoramą, a płuca górskim powietrzem.
7. Po kilku minutach ocenić sytuację: wszystko zasypane, co utrudnia lamerski spacer. Poza tym po obiedzie ogarnia nas nieprzemożna potrzeba snu. Nie pozostaje nic innego, jak udać się na kawę do schroniska. W schronisku zająć miejsce przy wielkim oknie i zerkać na góry. Tak spędzić resztę aktywnego popołudnia.
8. Wracać do domu, ale na tyle późno, aby nie stać w korkach. Inaczej mówiąc, aby uniknąć spotkania z tymi lamerami, którzy nie chcąc stać w korkach, postanowili wracać wcześniej i tym sposobem zakorkowali całą zakopiankę.

To był nasz dzisiejszy wyjazd. Było lamersko, ale bardzo fajnie i bezstresowo. Na usprawiedliwienie naszego dzisiejszego obżarstwa muszę wspomnieć jeden nasz spacer z wakacji 2010, nad Morskie Oko. Przy wejściu do Parku byliśmy w porze obiadowej i postanowiliśmy pójść bez obiadu, co jednak mimo łatwej trasy okazało się wyczerpujące. Tak więc dziś odbiliśmy sobie za tamto. I jeszcze dodam, że spacer trwał godzinę, ale za to z niesieniem Jerza na rękach, ponieważ nie dał się on wsadzić do wózka, a nosidło kupuję od dwóch miesięcy... i jeszcze się nie zdecydowałam. To był chyba najostrzejszy akcent dzisiejszego dnia. A, jeszcze było ostro, jak wychodziliśmy z karczmy, w której jedliśmy obiad, i Jerzyk musiał się rozstać z drewnianym ptaszkiem zatkniętym na patyku, z którym bardzo poręcznie mu się chodziło. No ale daliśmy radę.
Bezstresowo, nie przemęczyliśmy się, biorąc pod uwagę długość i trudność trasy ;) Miło i przyjemnie, może nastęnym razem będzie do tego ambitniej ;)

2 komentarze:

  1. Godzinka to wcale nie tak mało, jak na zimową porę i spacer z dzieckiem:) Mam nadzieję, że pogoda dopisała, bo Tatry w słońcu są naprawdę piękne. Często zaglądam sobie do zdjęć z Polski, i mimo, że mieszkam w okolicy największych europejskich gór, to naprawdę pod wieloma względami nie umywają się one do naszych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby nie mało, ale było bardzo ciepło i moglibyśmy jeszcze chwilę pospacerować ;) Widoczność nie była rewelacyjna, ale i tak nieźle. A bliżej wieczora nagle rozpadał się śnieg i było cudnie :)

      Usuń