czwartek, 21 czerwca 2012

Kocham morze

Morze jest niesamowite. Moje bycie nad morzem samo z siebie zamienia się w medytację, kontemplację. Leżę, słucham, patrzę, czuję. Słucham szumu. Patrzę na falującą powierzchnię, na fale wciąż nowe i nowe. Nowe i nowe, aż do nieskończoności, gdzieś w okolicach linii horyzontu. Czuję chłodny wiatr, ciepły miękki piasek, palące słońce.
Dla morza moja obecność jest warta uwagi, nie pozostawia jej bez odpowiedzi. Jak Lemowski ocean przynosi mi raz to, raz owo.
Raz przyniosło mi dziewczynkę ze starej fotografii. Zdjęcie, które teraz stoi na pianinie w Paszczakowcu, zrobiono jednego lata w domu dziadków. Duża ja wie trochę o tamtym dniu. Dziewczynka dużo biegała po ogrodzie z hałaśliwym małym psem, Tuptusiem. Zrywała poziomki. Poznawała granice tego świata. W dwóch miejscach nie mogła się bawić - przy frontowym ogrodzeniu, gdzie był staw, i w części sadu, w której stały ule. Staw nieduży, otoczony brzozami, z wyspą pośrodku. Wyspę usypał ojciec z kumplem, Galikiem. Przez trzy dni nic nie robili, tylko pili i sypali. Raz dziewczynka wybrała się na wyprawę do końca sadu. Za ogrodzeniem zobaczyła asfaltową ulicę. W skwarze letniego dnia wszystko wydawało się jej rozedrgane, mniej realne. I to, że ten sad - dla niej sam w sobie wielki jak świat - jednak miał kres, i to, że poza nim istnieje coś jeszcze, żyjące swoim życiem, obce, ale dające nowe możliwości. Morze przyniosło tę dziką dziewczynkę odmienioną. Nie, nie straciła żadnego z tych obrazów. Po prostu zyskała coś jeszcze.
I nad morzem zakończyłam pewną długą podróż. Wybrałam się wtedy do jednego starego domu. Musiałam zostawić tam dość ciężki bagaż. I spakować się na nowo, zabrać to, co było tam żywe, co było mi ciągle potrzebne. A kiedy stamtąd odeszłam słoneczną zieloną drogą, to z kufrem ważnych rzeczy wylądowałam właśnie na plaży. Wtedy też tam była dziewczynka, ale jeszcze ta bardziej kolczasta.
Mimo że bywałam wcześniej na morzach południowych, moą wyobraźnią włada to nasze, północne (biały piasek. Ostre trawy. Liche sosny).
Ciekawa jestem, co przyniesie mi teraz.
Zacznę się o tym przekonywać już za niecałe dwa dni.
A jutro jeszcze tylko ostatnie zakupy, wymiany za małych zakupów, mechanik, basen z Jerzem, sprzątanie, pakowanie, konserwacja kotów i kwiatków. I jedziemy!!!

2 komentarze:

  1. w takim razie na wyjazd dedykuję wierszyk-igraszkę państwa Barańczaków:

    Morze miarowo szumi,
    bo niemiarowo nie umi.


    have a good time! :)

    OdpowiedzUsuń