piątek, 11 listopada 2011

Rozmowy pod księżycem

Nad moim starym miastem wzeszedł księżyc, złotawy i okrągły jak pieniążek. Czy można się dziwić, że w taki wieczór rozmowy zbaczały na opowieści niesamowite? Kto coś przeczuwa, co się komu śni, a kto widział ducha?
Takim rozmowom towarzyszy dreszczyk niepokoju, stąpa się przecież po nieznanym gruncie, i ciekawości, która każe jednak drążyć te tematy. Taki klimat pamiętam z dzieciństwa.
Mój pokój był nad kuchnią. Wieczorami, gdy już leżałam w łóżku, do babci przychodziły siostry. Kilka chwil przed zaśnięciem ciekawskie ucho było w stanie wyłowić z ich przyciszonych głosów mrożące krew w żyłach opowieści. Często ciotki były poruszone tym, co się im akurat przyśniło. Przychodziły zmartwione, opowiadały i roztrząsały, co też dany sen może oznaczać. Najgorsze były zęby i siwy koń, bo oznaczały śmierć. Duży niepokój budziło, gdy przyśnił się ktoś umarły. To mogło oznaczać przestrogę. Tylko jaką?
Raz wsłuchując się w kuchenne szepty, dowiedziałam sie, że mój wujek zobaczył ducha. Było to w urodziny jego zmarłego ojca. Obudził się w nocy i poszedł do kuchni po wodę, bo zachciało mu się pić. Idąc korytarzem, zajrzał do pokoju... w fotelu siedział tam jego ojciec. I co, i co? No nic, zniknął.
Po tych wszystkich opowieściach zastanawiałam się, co bym zrobiła, gdybym zobaczyła ducha. Najlepiej byłoby krzyknąć, żeby kogoś obudzić, ale nie byłam pewna, czy nie sparaliżuje mnie strach. Bywało też, że strasznie bałam się zasnąć, żeby nie przyśnił mi się ktoś umarły. Leżałam na łóżku i myślałam: "byle tylko nie zasnąć". Po czym ogarniało mnie jeszcze większe przerażenie na myśl, że jak nie będę spać, to zobaczę ducha na jawie. Moją zmorą był też siwy koń. Babcia wykładała mi z powagą: "Gniady koń - pieniądze, siwy koń - śmierć". Bardzo się bałam, że przyśni mi się siwy koń. A rano przypominałam sobie sny i analizowałam, czy na pewno mi się nie przyśnił.
Takie to dziecięce strachy przypomniały mi się w księżycową noc.
I przyznaję, że odczuwam jeszcze czasem niepokój po złych snach. A osobą, która swoimi opowieściami doskonale potrafi podnieść napięcie, jest Ciocia Ogórkowa. Misia stwierdziła, że ta ciotka to czarownica. Raz ciotka swoimi opowieściami wprowadziła ją w taki nastrój, że przez pół wieczoru byłą roztrzęsiona, bo była pewna, że komuś z nas stanie się coś złego. Na szczęście był przy niej Paszczak - i rozum zwyciężył.
Tu czas na wnioski, do których doszliśmy przez lata zmagań z koszmarami dzieciństwa.
Po pierwsze, sny to język naszej podświadomości - łopatologicznym interpretacjom mówimy stanowczo nie. Przykład z zębami: jeśli zęby to symbol zdolności obronnych, ich wypadanie może oznaczać sytuację, w której czujemy się bezradni. Może to być choroba, śmierć. Ale nie mieszać skutku z przyczyną.
Po drugie, gdy śni się zmarły, może to też być sygnał z naszej podświadomości, że coś wyczuwa niepokojącego - albo może to prośba o modlitwę?
Po trzecie - refleksja, jak wiele z procesów zachodzących w naszej psychice jesteśmy skłonni przypisywać rzeczywistościom nadzmysłowym, jeśli nie znamy siebie i swoich emocji.
Po czwarte, czarownictwo babci i ciotek mogło nie być do końca ich winą. Może i one wyrosły w takim klimacie, jaki później zafundowały mnie. Może to tak od pokoleń sobie to przekazywały babki i matki? W naszej rodzinie zachowały się relikty romantycznych opowieści, których nie rozumie szkiełko i oko. A ja wysiadam. Nie chę, żeby Jerzyk miał takie schizy jak ja ;)
Spotkanie pod księżycem nie bez przyczyny miało w sobie niesamowitość. Było przecież spotkaniem z czymś, co pozagrobowe, co trwa dłużej niż doczesne ciało - z krążącymi nie wiadomo od jak dawna, przekazywanymi z pokolenia na pokolenie przekonaniami, wierzeniami. A my dla świętego spokoju wreszcie się z nimi rozprawiliśmy.

PS W ten weekend mieliśmy jeszcze jedno spotkanie pozagrobowe z naszą babcią, ale całkiem inne. Misia i Paszczak robili porządek w piwnicy i znaleźli nadające się do jedzenia dżemy i kompoty robione jeszcze przez babcię, takie pyszne... Babci już tak dawno z nami nie ma, a tu taki słodki, namacalny ślad jej obecności...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz