sobota, 26 kwietnia 2014

Sobocia

Już kiedyś na tym blogu padł wniosek, że weekend powinien trwać 4 dni, by zdążyć ze wszystkim, czego by się chciało. Ponieważ dni jest 2, każdy weekend to sztuka wyboru. Ta sobota była domowa, wystarczyło czasu, żeby się razem pobyczyć, załatwić jedną małą sprawę na mieście i posprzątać. A przy tym fajny dzień z chłopakami pałętającymi się po domu :)

Sobotnie czystki
Jerz: O, jak tu czysto... Czystkę mamy.
Synku, nawet tego nie wiesz, ale zaprawdę, coś w tym jest.

Mały Zimbardo
- Najpierw ty będziesz więźniem, a później musisz być strażnikiem - rzekł Jerz.
Zabawa w więzienie pojawia się od czasu do czasu. Polega na pilnowaniu więźnia, eskortowaniu go, pozwalaniu mu na coś lub nie, prowokowaniu do ucieczek i udaremnianiu ich. Zaczyna się tak, że Jerz jest strażnikiem. Później sugeruje zamianę ról, ale wtedy jakoś zabawa się kończy.
Przepracowujemy temat władzy i wpływu na innych...

Siłacz
- Zwyciężę, zwyciężę. Jestem od ciebie silniejszy - mruczy pod nosem Jerz, dzierżąc dłoniach stojak na gitarę i siłując się z Markiem.
- Si-ła-cze, si-ła-cze - podśpiewuje, podnosząc pudełko z klockami.
Wpływ kolegów z przedszkola?

Ta autonomia
Siłacz-Jerz wnosi mi do kuchni kosz z suchą bielizną.
- Patrz, jaki jestem silny.
Stawia go na środku.
- Jerzu, widzę. Przyniosłeś do kuchni kosz.
A gdy nie kwapi się, by go zabrać:
- Miejsce kosza jest w małym pokoju. Chciałabym, żebyś go stąd wziął.
- Wiesz... a ja zdecydowałem, że w kuchni.
I sobie poszedł.
Może było ciężko i to był sposób na wybrnięcie z twarzą z trudnej sytuacji? Może, ale czasem niezależne od moich argumentów wnioski Jerza są... bardzo niezależne ;)

Lubię sobocie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz