piątek, 30 marca 2012

Zabiegana mama

Ta mama ostatnio jest strasznie zabiegana. To pierwszy wieczór w tym tygodniu, który spędziła w całości z Jerzykiem. Dzidziek trzy razy został z tatą, a raz z ciocią, bo wyszliśmy oboje ("bardzo nudne" wyjście do filharmonii a nie do filharmonii ;)).
Już czułam, że za dużo tych harców.
Już się nie mogłam doczekać spokojnego wieczoru w gronie rodzinnym. A tu się okazało, że dziś wypadła kolej, by Marek sobie wyszedł. I po raz kolejny Jerzyk zachował się jak na mały barometr przystało.
Nie wiem czemu, ale akurat dziś strasznie się poczułam samotnie po wyjściu Marka. I było mi smutno, że tu ten mały dreptak biega, a ja jakby nieobecna, połową siebie jestem w jakiejś ciemnej chmurze. Ale nie pozwoliłam sobie na wpadanie w otchłanie rozpaczy etc, realizowałam punkt po punkcie wieczorny program. A Jerzyk był wyjątkowo marudny. Musiałam się więc wysilać, aby ciągle odwracać jego uwagę od tych irytujących przedmiotów, którymi bawić się nie mógł. Cierpliwość straciłam raz, kiedy po raz kolejny uciekł mi, zanim zdążyłam założyć mu pieluchę. Poczułam wtedy coś na kształt bezsilnego wkurwu (sic!), pozwoliłam mu uciec i wzięłam trzy głębokie wdechy. Pomogło mi to na tyle, że znalazłam bajer, który pozwolił mi zapakować Jerza do pieluchy i opakować w piżamkę. I nawet poczytałam mu książeczkę, z której już miałam zrezygnować, ale sam po nią sięgnął. A jednak wciąż byłam daleko.
Musiało dopiero dojść do histerii przy domofonie, by przywrócić mnie tu i teraz. Biedny dzidź najpierw strasznie chciał się bawić słuchawką od domofonu. Po kilkakrotnym gwałtownym domaganiu się pomyślałam, a niech ma. Bawił się chwilę, ale wiedziałam, że moment rozstania musi nadejść. Zrobiło się już bardzo późno. Nic nie było w stanie odwrócić uwagi Jerza od słuchawki. Żadna maskotka ani zabawka. Ani perspektywa przytulenia się do mamy. W końcu jakimś cudem udało się nam odwiesić słuchawkę. Wtedy dzidź wpadł w taki płacz, jaki słyszałam u niego zaledwie kilka razy. Był to ryk i wrzask, i zanoszenie się. Przemknęło mi przez głowę: ale rozpieszczony typ, nie rozumie słowa "nie". Niezły bicz na siebie ukręciłam. Tak jakbym stanęła obok i patrzyła tak, jakby mógł patrzeć i myśleć o tej scenie ktoś z zewnątrz.
A później przytuliłam małe rozpaczliwie płaczące ciałko. Zrobiło mi się go tak strasznie żal - i nagle, nareszcie wróciłam do tu i teraz. "Przypomniałam" sobie, jak bardzo kocham tego małego człowieka. Przytuliłam go mocno i zaczęłam głośno śpiewać kołysankę. Jerz momentalnie się uspokoił, a po chwili usnął.
Ech, trzeba było aż takiej sceny, by zabiegana mama na dobre wróciła do swojego Maluszka...

8 komentarzy:

  1. O jej...az sie poplakalam, bo dzisiaj tez mialam taki moment bezsilnosci wieczorem.
    Ucieczka przy zmienianiu pieluszki na poczatku mnie bawila, ale teraz przyznaje, ze denerwuje. Ucieka mi za kazdym razem, a jak Go zlapie i klade po raz enty zeby zalozyc nowego pamersa to ten w ryk i znowu zaczyna swoje obroty.
    Czuje wtedy taka bezsilnosc, bo przeciez ja lrzywdy mu nie chce zrobic, a On wpadl mi dzisiaj w taka histerie, ze nie wiedzialam co robic..krztusil sie i dusil. Dalam mu polatac bez pieluchy przez pol godziny...
    Trzymaj sie dzielna mamo! Kazdy ma prawo to chwili slabosci...
    Pozdrawiam cieplo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Tak to jest, że jak samopoczucie ok, to pielucha i inne akcje można zamienić w zabawę. A jak jest gorzej, to właśnie bezsilność się pojaawia. Ja też go czasem puszczam z gołym tyłkiem ;) I tylko kuszę do naszego stanowiska do zmieniania pieluch ;)

      Usuń
  2. być tu i teraz... fajna historia. mogłaby też mieć tytuł "przełamując fale", tak mi się skojarzyło (ale nie z filmem, tylko po prostu).
    całuję Was wszystkich przedświątecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja czasem też mam takie momenty, gdy w beznadziejnej sytuacji po prostu przytulam, ale zdaniem Mariusza wtedy właśnie wychodzi ze mnie ,,uległa" mamuśka. Tylko, że trzymać dyscypliny nie potrafię i nigdy nie potrafiłam. Dlaczego wychowanie dziecka bywa aż tak skomplikowane?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) to nie kwestia uległości czy dyscypliny, ani skomplikowanego wychowania, tylko tego, czy chcę być przy dziecku i czy pozwolę mu przeżyć jego emocje. przynajmniej w tej mojej sytuacji tak było ;)

      Usuń
  4. taka filozofia "tu i teraz" czy "czynnego słuchania" wydaje się na początku dziwna, ale chyba rzeczywiście dzieci tego potrzebują. Wczoraj Antek zaczął mocno krzyczeć, ponieważ puściłam tylko jedną bajkę (jak wcześniej zapowiedziałam). Mówię: "jesteś zły, bo chciałeś jeszcze oglądać bajki" Wtedy przestaje na chwilę płakać i kiwa głową , że tak. Ale mówię mu "Mama zdecydowała , że będzie tylko jedna bajka" - właściwie nie wiem czy to jest potrzebne?? Zaczyna dalej płakać, ja zaczynam od nowa to samo i chyba po 4 razach zajął się inną zabawą. Gdyby mnie ktoś się tak wypytywał o oczywistą rzecz byłabym zdenerwowana, ale chyba dzieci mają inne potrzeby... Dzięki za linka do wykładu i książkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślę, że w byciu "tu i teraz" nie chodzi o filozofię postępowania z dziećmi czy kimkolwiek, tylko o głębokie i adekwatne bycie w teraźniejszości, o odpowiadanie całym sobą na aktualną chwilę. o takie jakby realizowanie potencjału tkwiącego w każdej sytuacji. dzieci pewnie wyczuwają to mocniej, ale myślę że każdy z nas mniej lub bardziej odbiera sygnał, czy ktoś drugi jest z nami "jedną nogą" czy naprawdę całym sobą.
      a ta sytuacja z Waszego życia bardzo mi się podoba :) ja to odebrałam w ten sposób, że Twój synek zrozumiał, że potraktowałaś go poważnie i jasno to przekazałaś. i myślę, że nie jest to kwestia "potrzeby dziecka", tylko ogólnoludzka :)

      Usuń
    2. Cieszę się, że Ci się podobało ;) A co do czynnego słuchania to przydaje się też w "dorosłych" sytuacjach konfliktowych, gdy jest duże prawdopodobieństwo, że druga osoba usłyszy coś innego, niż to, co mówimy i chcemy przekazać. Z Antkiem - pozwoliłaś mu przeżyć jego złość, chyba właśnie o to chodzi ;)
      Nekobasu, fajnie piszesz o tu i teraz, uwielbiam Twoje definicje :D tak, to nie jest "filozofia postępowania z dziećmi", ale jednak jest ważnym elementem w podejściu do dzieci w nvc, czyli w niemetodzie porozumiewania się z małymi ludźmi ;) to taki jeden szczegółowy aspekt ogólniejszego dążenia, by być "tu i teraz", co zalecają również mistrzowie duchowości ;)

      Usuń