wtorek, 18 marca 2014

Zanim wyszłam z siebie

Zaczęło się tak: miałam kiedyś okazję wytańczyć swoją złość. Taką, która podnosi głos, zmusza do gestykulacji, wykrzywia twarz. I tak wściekłą, tak wściekle wściekłą... aż stała się śmieszna. Później przeczytałam w Rodzicielstwie przez zabawę, że można rozładować złość w zabawowy, niekrzywdzący dziecka sposób.
Im Jerz większy, tym częściej łapię się na tym, że oczekuję od niego zachowań zgodnych z moim wyobrażeniem, a co za tym idzie, częściej się złoszczę. Nie trzeba było długo czekać, żeby życie dało okazję przećwiczenia nowo przyswojonych treści.
Jerz siedzi na blacie w łazience, ma myć zęby, ale chlapie wodą niemiłosiernie, po całej łazience. Mówię. Proszę. Jerz bawi się w najlepsze, ja zaczynam się w środku gotować. I właśnie w momencie, gdy poczułam się już jak ten czajnik (taki z gwizdkiem, którego nikt nie ściąga z gazu) i owładnęła mną przemożna chęć potrząśnięcia mym dzieckiem, by się opamiętało, powiedziałam nagle:
- Ooooo zaraz kogoś poszarpię. I potelepię* - i rzeczywiście zaczęłam nim lekko potrząsać, trochę łaskotać i podskubywać.
Mówiłam głosem półstrasznym, półśmiesznym, i cały czas patrzyłam, czy Jerz zrozumiał, że to zabawa. Chwycił w lot. Zaczął chichotać, bardzo mu się to spodobało. A ja czułam, że w miarę wydawania z siebie tego strasznego głosu i robienia strasznych min, w miarę jak Jerz się coraz bardziej śmieje i woła: "Potelep mnie!", złość ze mnie odpływa, łapię z nim kontakt.
To była dla mnie cudowna historia z happy endem. Przekonałam się, że można tę złość oswoić i zrobić z niej coś dobrego.
A dziś rano było tak: Jerz współpracował. Ale nie zawsze mam w sobie przestrzeń na formy tej współpracy (Kaczy chód. Wyginanie kończyn i głowy. Wydawanie nieartykułowanych dźwięków. Zbaczanie na torowisko, gdy proszę, żeby szybko coś przyniósł z pokoju). Wiem, co on przez to mówi: że współpracuje ze mną jako osoba, która chce być brana pod uwagę. Dlatego nie rusza się jak automat wykonujący polecenia, tylko na ten przykład jak kaczka. Lecz kiedy jedziemy do przedszkola autobusem, jak dziś, i z tą kaczką trzeba na ów autobus zdążyć...
Poszłam po niego na tory.
- Ech, chyba cię zaraz poszarpię.
- I potelepiesz! - zawołał zadowolony Jerz, biegnąc do łazienki.
Chyba mamy już swój tajny kod, który mógłby przerazić pracowników socjalnych ;)
Zdążyliśmy!





*termin wprowadzony przez babcię Krysię. Wg niej telepanie to właśnie to, czego pragnie i potrzebuje każde dziecko od noworodka. Polega na przytuleniu i rytmicznym potrząsaniu. Stosowała je także na małym Jerzu, mimo naszych tłumaczeń, że nigdy go nie usypiamy ani nie utulamy w ten sposób. Babcia wychowała jednak więcej dzieci niż my, więc zdania o telepaniu nie zmieniła. Telepała go dalej, aż jej powiedzieliśmy, że Jerz może mieć problemy neurologiczne i nie chcemy, żeby nim potrząsała. Więc już nim nie telepała. Gdy patrzyliśmy.

8 komentarzy:

  1. Pamiętam z dzieciństwa widok zniekształconej złością twarzy mojej mamy. Nie pamiętam wcale, jak wyglądała śmiejąc się, gdy była młoda, bo przecież musiała się też śmiać, za to zapamiętałam tę złość w zaciśniętych wargach...brr... Chyba to wspomnienie legło cieniem na naszych relacjach.
    Dobrze, że oszczędzasz Jerzowi tego widoku... Będzie miał o jeden ciężar do niesienia mniej.
    Serdeczności, Esterko :) Mądry z Ciebie człowiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To musiało być naprawdę mocne wspomnienie :( Niestety jestem złośnik. Na szczęście coraz lepiej wiem, jak się ze swoją złością obchodzić. I czasem naprawdę - odpływa.
      Dzięki za dobre słowa!

      Usuń
  2. Chce mieć T Ą KSIĄŻKĘĘĘĘĘ!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorąco polecam. Wśród książek o wychowaniu to dla mnie Biblia, piszę to w pełni świadomie ;)

      Usuń
  3. Podoba mi się babcia Krysia :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, babcia Krysia to osoba o niezwykłej sile charakteru. Dziękuję za te słowa, pomogłaś mi popatrzeć na nią z trochę innej perspektywy ;)

      Usuń
  4. Też niby czasem tak się u nas złość ,,rozbraja", ale żebym mogła nad tym panować- świadomie zmieniać ją w zabawę- jeszcze daleka droga...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też różnie. Czasem jest trudno. Ale naprawdę przekonuję się, że złość wynika z moich niezaspokojonych potrzeb albo oczekiwań, czasem mało realnych. I gdy Jerz zachowuje się w sposób, który mnie złości, to znaczy, że jest mu naprawdę trudno, trudniej niż mnie. Pamięć o tym pomaga ;)

      Usuń