czwartek, 3 maja 2012

Paszczaki na majówce

Mieliśmy gości! Paszczaki przyjechały na majówkę do dużego miasta, tzn. na peryferie dużego miasta, a w każdym razie miasta większego niż Paszczakowiec, na trzecie piętro, do M3. Cały poniedziałek latały, sprawy załatwiały, w ostatniej chwili dżi pi esa kupowały (bo bez tego ani rusz), drogą się stresowały, wreszcie wsiadły do turkusowego autka i wtorek nastał, jak do nas dojechały.
 Fajnie było z Paszczakami. Zazwyczaj to my jeździmy do nich, a miłym i jakże odmiennym doświadczeniem było spotkać się z nimi na naszym terenie. Większość czasu zajmowało nam odpoczywanie i wybieranie się z domu (oprócz Marka, który jeszcze pracował, biedny miś), ale byliśmy też na jednej wycieczce z moczeniem się w wodach termalnych, jak również odbyliśmy dwa spacery, w czasie których podziwialiśmy piękno przyrody oraz wytworów rąk ludzkich.
Bardzo fajnie było z Jerzem. Stwierdzam, że do opieki nad dzieckiem liczba osób: cztery jest niemal idealna. Np. jak się pójdzie zjeść obiad, to nie jest tak, że jedna osoba lata z dzieckiem po całej sali, druga konsumuje w pośpiechu i samotności. O nie. Gdy są cztery osoby, zawsze ktoś może latać z dzieckiem, a przy stoliku zawsze ktoś jeszcze zostaje i jest z kim porozmawiać. A więc i Jerzyk był zadowolony z różnorodności opiekunów, i my.
Ale stwierdzenie "Jerzyk był zadowolony z różnorodności opiekunów" jest tylko częścią prawdy. Tą jasną i łagodną. Bo prawda brutalna jest taka, że i tak liczył się tylko wujek Rafał, tzn. Paszczak. Tata poszedł w odstawkę. Ciocia Benia nie wzbudziła spodziewanego zainteresowania. Mama miała znaczenie głównie wtedy, gdy stanowiła źródło pokarmu. Wujek Rafał natomiast był osobą, którą Jerzyk dyskretnie obserwował. Do której się uśmiechał. Której prezentował swoje zabawki, mało tego - popisywał się nimi (takiego go jeszcze nie znałam). Mam wrażenie, że każdy poranek u nas zaczynał się dla Paszczaka podobnie - Jerzyk przychodził do niego i pokazywał mu jakąś zabawkę. I przypomniałam sobie pierwsze spotkania Jerza z Paszczakiem. Wydaje mi się, że Jerzu miał wtedy półtorej miesiąca. Jest to czas, w którym dzidziuś raczej nie skupia wzroku zbyt długo na jednej rzeczy. A ja pamiętam, w jakim skupieniu już wtedy Jerzyk wpatrywał się w paszczę Paszczaka.
W czym tkwi tajemnica tej sympatii? Paszczak twierdzi, że zawdzięcza ją swej atrakcyjnej aparycji. Benia patrzy głębiej: przypisuje Paszczakowi ukrytą dobroć, którą są w stanie wyczuć dzieci i zwierzęta, bo te właśnie niezbyt rozumne istoty traktują Paszczaka wyjątkowo. Ja natomiast myślę sobie, że może Jerzyk lubi ludzi z brodą? Zresztą, czy nie może po prostu lubić Paszczaka? Przecież tak to już jest, że do jednych czuje się spontanicznie większą sympatię, do innych mniejszą (albo przeciwnie ;)). Czemu dzidź nie miałby też tak tego odczuwać?
Paszczaki znów jechały nocą. Dżi pi es wywiódł ich na manowce, ale już dotarli do Paszczakowej chatki.
Pierwsza część majówki udana :D

2 komentarze:

  1. I z tego co wiem będzie też druga część i mam nadzieję,że również udana!a wracając do basenów to muszę przyznać,że jesteśmy już w europie i to tej na wysokim poziomie.Małgośka i jej mąż makaron(a oni dużo widzieli,bo się obracaja) byli mile zaskoczeni tym,co spotkali w bukowinie i niemile tym,co zastali w sławnym kurorcie koło padwy.pozdrawiam kochani,buziaczki.babcia ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. to może teraz dasz się tam wyciągnąć, jak następnym razem nas odwiedzisz ;)

    OdpowiedzUsuń