Sobotnie popołudnie po pierwszym tygodniu w Paszczakowcu. Marek przyjechał wczoraj późnym wieczorem, zbyt późnym. Więc dziś nadrabiałam spanie, a oni z Jerzem nadrabiali rozłąkę. Ale w końcu, po obiedzie (ja - bez śniadania), po kawie, nosi nas i chcemy spędzić czas razem i gdzieś pojechać. Pogoda straszy. Nad domem wiszą szarawe chmurzyska. Ale nosi nas tak, że jedziemy, nie ma opcji. Święty Krzyż, wersja soft, czyli po asfalcie. Marzenia o drodze po kamieniach (jedynej, która tak naprawdę się liczy ;)) odkładam znów na przyszły rok.
historie z życia rodzinki, refleksje ogólne oraz opisy szalonych przygód, jeśli się takie zdarzą
sobota, 13 lipca 2013
wtorek, 2 lipca 2013
Skąd się wziąłem i zabawa w zaufanie
Jesteśmy po pierwszej oficjalnej rozmowie uświadamiającej naszego syna. To znaczy mówiliśmy mu czasem co nieco. Wiedział, że bobasy najpierw są w brzuszku etc. Przyjmował to tak po prostu. Wczoraj sam wystrzelił z pytaniem:
- A skąd tata ma Jerzyka?
I rzucił się Markowi na szyję.
Jerz-mówki stare i nowe
Przez kilka ostatnich miesięcy Jerz rozbujał się w mówieniu. Czasem jak ma fazę, to wydaje mi się, że powinnam cały czas siedzieć z notesem i zapisywać, co mówi ;) Oczywiście tego nie robię w większości sytuacji, ale są chwile, gdy potrafię się powstrzymać :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)