niedziela, 26 sierpnia 2012

Pięć lat stuknęło

Czas pędzi. Wydaje się, że to było chwilę temu, a tu minęło pięć lat od naszego ślubu i osiem z haczykiem, jak się znamy. Niby niezbyt imponujące cyfry, ale taki ładny kawałek życia.
Jak to jest, że ktoś, o czyim istnieniu przed marcem 2004 nie miałam pojęcia, tak szybko stał się najważniejszą osobą w moim życiu.
Jak to jest, że jeszcze pięć lat temu myślałam, że bardzo kocham Marka i bardzo dobrze go znam. Wyobrażałam sobie, że nie da się kochać bardziej i znać lepiej. A jednak okazało się, że można kochać bardziej, głębiej, w nowych okolicznościach, w nowych rolach. I że ciągle od nowa poznaję mojego męża, bo on wciąż się zmienia i ciągle jest w nim coś do odkrycia.
I jak to jest, że wciąż trzeba cierpliwości i nowych pokładów akceptacji dla Innego, który jest moim mężem. Przekroczenie mostu do jego świata jest dla mnie najpiękniejszą, najbardziej zaskakującą, choć czasem trudną przygodą. Wierzę, że z wzajemnością, bo i on dla mnie jest najwspanialszym gościem.
Po tych pięciu latach cieszę się jeszcze z tego, że nasza wizja przyszłości staje się coraz bardziej spójna. Bez nacisków z żadnej ze stron. Już-już brałam pod uwagę kompromisowe rozwiązania. Lecz nagle dostrzegłam coś, co pewnie było wynikiem dłuższego procesu. W miarę, jak krystalizują się nasze plany i marzenia, coraz  bardziej jesteśmy zgodni co do tego, jak chcielibyśmy żyć.
Tak, Mężu? ;)



4 komentarze: